środa, 28 maja 2008

2 style życia

Inteligentni szybko wychwycą do czego jest dzisiejszy wywód (jeśli tylko czytali wcześniej niektóre posty :P )

A tematem rozważania jest:"Miękka klucha i Jezus".

Ostatnio z Przyjacielem wyróżniliśmy dwa style życia.
"Miękka Klucha"
Co mają szczególnego miękkie kluchy?
Cicho i spokojnie leżą sobie w wodzie. Niby mają jakiś kształt ale mimo to łatwo podlegają zmianą jakie wyciska na nie otoczenie. Podobają się ludziom, ale nie traktuje się ich poważnie. Można je wykorzystać albo zostawić w spokoju. Same ci się do ust nie wepchają.
Co jeszcze?
ciepłe. Nie są Gorące, ani Zimne. Są ciepłe, można by rzec że są letnie.
Mój Przyjaciel cytował mi czasem niecenzurowany oryginał Pisma Świętego. "Bądź Gorący albo zimny. Nie bądź letni w mych ustach. Bo Cię wyrzygam(...)"[Bóg do człowieka].
Czyli?
Ciepłe kluchy nie podobają się Bogu. Nie potępia ich lecz ostrzega i namawia do zmian.

"Jezus"
On jest człowiekiem, który leje na to co mówi świat. Ma swój cel i do niego idzie. Płaci z to pewną cenę, ale nie daje się ugniatać jak klucha.



Tak po dłuższym myśleniu zdecydowałem się w końcu na jedną z tych opcji... Tylko trzeba znaleźć jakiś cel.

Tak mi się przypomniało. Pewien mój znajomy powiedział mi (po 8 latach znajomości) kiedyś: "Nie buduj się na innych ludziach, Przyjaciołach, Dziewczynach, innych. Buduj SIEBIE na SOBIE. Inaczej będziesz im słodził a Oni albo Cię będą wykorzystywać, albo uciekać."

A.M.D.G. tylko cholerka jak?

wtorek, 27 maja 2008

Odwiedziny Jezuity

Dziś Diakon wziął mnie ze sobą do Ojca Staszka. Szczerze to kolejny Boży krok żebym przestał być "ciepłą kluchą". Kiedy siedzieliśmy na ławeczce z Ojcem i w pewnym momencie Diakon poszedł po kawę, obgadałem z moim Prefektem, ostatnie kilka lat znajomości. Zazwyczaj nie szemrałem przeciw Niemu jak to potrafili zrobić Jego zaufani ludzie, jednak jeśli coś złego mówiłem, to teraz jestem pewien, że po prostu Go nie zrozumiałem... Do dziś.
Tak nawiasem to wyjaśnił mi to samo co mój Przyjaciel ostatnio w górach, innymi słowami, ale też hacząc o kulinaria (Jezuici mają w sobie wiele wspólnych cech).

Oprócz tego jazda z Diakonem przez autostradę (Tak w Polsce jest kawałek autostrady :P ) umocniła mnie w niektórych postanowieniach.

niedziela, 25 maja 2008

Spóźniona notka

Tak wiele tematów się zebrało...

W Niedziele zauwarzyłem jak "obłuda" powoli wkrada się do mojego Świata... w MAGIS, w LSO.
-Kiedy jeden z Animatorów pokazał, że nie rozumie różnicy między "Chcę" a "Muszę". Powiedział: "Ja nie muszę tu być bo mam swoją grupkę" Jakby MAGIS zmuszał kogokolwiek do przynależności.
Ok. Może miał zły dzień... chociaż ma ich sporo od kiedy jest animatorem. Był kiedyś inny.
-Kiedy widzę czasem na Eucharystiach zachowania innych ministrantów i lektorów, zaczynam rozumieć, czemu niektórzy mają o Nas złe zdanie.
Siedzenie w zakrystii i robienie sobie jaj podczas Mszy Św.?
Kłótnie o funkcje? (ok to jeszcze zrozumiałe dla świerzo przyjętych ministrantów, ale nie dla takich starych lektorów)

Jedyne z czego się ucieszyłem w tym wszystkim to dar od Boga. Dał mi siłę przebaczać.


Wiele się miesza ostatnio w moim życiu. Dalej czuę zachęte by gdzieś zniknąć... Niestety Szary potwór "codzienność" z Mej Bajki mocno trzyma to co złapał.

piątek, 23 maja 2008

Dzień w górach

Poranek "Piata Rano" jak to określił FlugsS (no i 55 minut) jakby to dodał zegarek. Dworzec PKS we Wrocławiu. Mżawka.

A my, ludzie którzy pragną MAGIS (więcej/Bardziej/lepiej) od siebie, czekamy na autobus, który zabierze nas w góry. Pokrzepieni zachętami opiekuna ("Ale na pewno chcecie jechać?!?" "Wiecie bo pada i w ogóle...")
Wchodzimy z (tak jakby) uśmiechem na ustach do tegoż środka komunikacji.


Na miejscu pożegnał nas szyderczy uśmiech kierowcy, mówiący: "Ładna pogoda... (Gdyby było cieplej i nie padało to bym się z Wami zabrał)".

Kiedy dotarliśmy na szlak, trasa wybierana była na zasadzie: "Która droga ładniejsza?"


To jednak był wstęp tej cudownej wędrówki. Podczas drogi rozmawiałem z Przyjacielem. Trochę pomógł mi odkryć w sobie to, czego sam nie dostrzegałem. Jednakże w między czasie wplótł w rozmowę dziwną propozycje. Mianowicie "odnowienie" swego oblicza. (tj. strój, zachowanie, strój, postawa, strój, nawyki, wygląd) i pozbycie się tego cholernego "Przepraszam, że żyję"(Ten txt akurat autorstwa O.Stanisława).

Normalnie odniósłbym się do tej propozycji jak zwykle... czyli moje konserwatywne Ja miałoby przewagę. Jednak teraz, mój Przyjaciel podał kilka sensownych argumentów. Powiedział też: "Nie zmieniaj swojego stylu, tylko go odnów". Każdą propozycję rozważaliśmy dokładnie... nie wszystkie zostały zaakceptowane, ale jednak. Mogę się delikatnie zmienić przez najbliższy czas.

Wieczorem spojrzałem na siebie "dziś i dawniej"... Nie jestem już tym gówniarzem (dosłownie i w przenośni) jak za dawnych lat. Sporo się zmieniłem. Teraz doszedł do mnie cichy szept duszy: "MAGIS".

Zobaczę ile będę umiał.

"A.M.D.G."

czwartek, 22 maja 2008

Rozpiska

Jak wskazuje tytuł to bardziej plan "czegoś" niż notka ;]
Jutro wypad MAGISowy w góry. W sobotę będe w Kłodzku... W Niedziele "z rana" wracam ;]
Więc jak widać w WeekEnd bedzie ciężko mnie łapnąć :P

A to tak tylko żeby nie odpowiadać na 100 identycznych pytań :]

wtorek, 20 maja 2008

Dziś

Dziś gadałem z Przyjacielem...
(Tak! Mam Przyjaciół.)
Rozmawialiśmy trochę o samotności ukrytej w głębi każdego człowieka... nie zrozumcie mnie źle... nie chodzi o samotność w sensie fizycznym. Chodzi o samotność, której żaden człowiek nie może zapełnić, której nie zapełni pasja, hobby itp.

Paradoksalnie wracając do domu poczułem brak samotności... a dokładnie możliwości zniknięcia gdzieś na nieokreślony czas. Gdzieś gdzie mógłbym się odciąć od codzienności. Przeżyć Przygodę. Sam na sam z Bogiem. Potem, w tej dziczy serca, przysiąść i porozmyślać o Naszych planach na moje życie.

Ech... marzenia :PP nie w tym systemie ;/

Bądźcie pozdrowieni Bracia i Siostry w Panu Naszym.
AMDG

niedziela, 18 maja 2008

Stara modlitwa

"Boże, Ty wiesz wszystko, znaczy tak mi się wydaje, bo Cię nazywają wszechwiedzącym. Mówią też, żeś jest Miłością. Jeśli kochasz człowieka i wiesz co dla niego dobre, to jestem gotów, byś spełnił swoją wolę w moim życiu i moim życiem."

W późniejszym czasie (przełom lat) przekonałem się, że Dogmaty wiary zapomniały dodać w opisie Boga:
"Najlepsze poczucie humoru, jakie poznać jest dane człowiekowi."

sobota, 17 maja 2008

Kolejny dziwny dzień?

Może zacznę od pierwotnego tytułu posta "Piep[wkurzająca]ona Rodzinka".
Pierwsze pytanie jakie się nasuwa to "Czemu Czucz tak twierdzi?" albo "Co On bredzi?".
Może i racja, ale dziś mnie wkurzyli (no dobra zdenerwowali) . Od rana do mojego powrotu z Mszy Św. prowadzili bezsensowne kłótnie. Pierwszy ryk bojowy wydała rano starsza siostra. Później już tylko podburzała młodszą siostrę przeciw bratu. Ostatecznie Miśka (tak czasem nazywam siostrę młodszą) tak się zapaliła agresją, że pyskowała do Ojca (jeszcze zanim ze zdenerwowania sobie wypił). ;/

Na szczęście w nocy wraca Mama i jutro jakoś złoży ten dom do kupy... albo go wyciągnie z niej. Babcia stwierdziła, że dobrze, że mnie nie było. A propo, moja babcia to osoba, która cierpi na wiele chorób związanych podobno z nerwami, teraz podobno błędnik, ale ja tam za uwarzyłem ostrą depresje (nie każdy życzy sobie szybkiej śmierci).

Na szczęście przez parę lat nauczyłem się, lać na to co dzieje się w okół mnie, gdy to "otoczenie" nie chce, żebym się wtrącał.

piątek, 16 maja 2008

Podnieść się?

Rycerz ów płynął rzeką, dzieląc tę niebieską wstęgę czerwienią swej krwi i niepotrzebnego już smutku. Nie miał on jednak sił, by kontrolować gdzie rzuci go woda. Zauwarzył tą scenę Król przebywający ze swym wojskiem nad brzegiem rzeki. Wysłał więc swego sługę, by ten wyciągnął rycerza z wody. Mały łysy sługa Króla wyciągnął rycerza z rzeki, którą miejscowi nazywali "sterilis despero" to jest: "zbędna rozpacz".

Pora wstać... może przyjdzie świt. ;]

poniedziałek, 12 maja 2008

Duch Pocieszyciel

Zastanawiałem się nad tytułem postu "Powrót Auć" ale wtedy mógłbym tu równie dobrze napisać o tym, że rano poparzyłem się żelazkiem po prasowaniu, a temat jest inny, więc i tytuł trafniejszy ;]



Kolejny kawałek Bajki:

"Rycerz, gdy niestraszny był mu mur i żelazny potwór, odczuł czemu taka potężna była fosa. Nie była to fałszywa fosa niepewności lecz rwąca rzeka zasilana nurtem bojaźni. Pokonany tą przeszkodą, Rycerz nie miał sił wracać do brzegu, by jeszcze raz szturmować zamek. Płynął bezwładnie unoszony przez wodę, a za Nim rozciągał się malutki strumyczek krwi. Cieknąc delikatnie z jego serca, czerwony strumyczek powoli dyfuzował z rzeką, wieńcząc ten dziwny obraz.

Może dopłynie do innej fortecy.

Może dopłynie do morza gdzie już nigdy nie spotka murów, fos, zamków, pięknych złotowłosych niewiast, marzeń.

Może zatonie gdzieś po drodze gubiąc na zawsze sens swego życia.

Może Dobry Rybak wyłowi go na brzeg.

Może..."



Ostatnio znów przyszła pogawędzić ze mną, moja Przyjaciółka Refleksja.

"F-Dlaczego to tak cholernie boli?

R-Może to ma jakiś sens?

F-Jaki?

R-Nie wiem. Zastanówmy się. Co byś zrobił gdyby nie odwiedzał Cię ból?

F-Hmm... Nie wiem.

R-A co robi większość ludzi w takiej sytuacji?

F-Czasem robią głupie rzeczy. Skaczą z mostów, strzelają se w łby, odkręcają gaz...

R-Szaleństwo... to jedna z możliwości.

F-Niektórzy nie chcą do ostatniej chwili uwierzyć co się stało.

R-Też prawda. To jest jakiś sposób.

F-Tak?

R-Tak ale zły. Kłębiąc w sobie negatywne uczucia ciężko Ci jest się uśmiechnąć do świata. A jeśli wmówią sobie to na dobre to będą hipokrytami... przecież dobrze o tym wiesz.

F-Hmm... Niektórzy szukają ukojenia w nowych ramionach.

R-To też jest wyjście.

F-Myślisz żebym?

R-Nie. Pomyśl, związek oparty na ucieczce od starego uczucia, rzadko żyje długo. To więc, nakręca cały mechanizm biegania z sercem, od człeka do człeka i szukania plastra, który by pasował do rany na sercu... a o takowe ciężko.

F-Sugerujesz żebym odpoczął? Śmieszna sprawa.

R-Czemuż to?

F-Moi najlepsi Przyjaciele podpowiadają mi to samo. Ale tu większym problemem jest to, że nad swoim sercem nie zapanuje.

R-No to może właśnie po to Ci ból?

F-...- zgaszony.

R-...-Dyskretnie się ulatniając.



Dziś miałem dziwny dzień.

Do Kościoła szedłem nastawiony na pocieszenie. Niosłem koszyczek swoich smutów. Co więcej, ponumerowane bolączki, świadczyły o moim braku zaufania.

Co zrobił Bóg?

Wystawił mnie na takie cierpienie, że z trudem wstrzymałem łzy by nie moczyć kościelnej posadzki.

(W streszczeniu: Ostatnio nie byłem na spotkaniu. Obiecałem Animatorowi, że będę na dzisiejszym. Wcześniej poszedłem jeszcze na nabożeństwo majowe. Byłem sam z kandydatem na ministranta. Nie został on na mszy... Impulsywnie zdecydowałem, że tak być nie może, bo dziś uroczystość a prezbiterium puste.) Wszystko dobrze się układało do momentu kiedy po komunii Diakon przypomniał mi coś jednym zdaniem. "Ty nie masz dziś spotkania?"

Umysł sam dopowiedział "Godzinę temu"(szkoda, że dopiero teraz).

Siedząc podczas ogłoszeń (dziwnym trafem najdłuższych jakie słyszałem w tym roku, poza bilansami konta remontowego) przechodziło mi przez mózg więcej myśli niż, umiałbym zliczyć. Zaszkliły mi się oczy. Po Mszy Św. w zakrystii ministranckiej doszedłem do wniosku, że muszę być odpowiedzialny za swoje czyny i decyzje. Nie dotrzymałem obietnicy. Zdjąłem Krzyż z szyi. Na pytanie napotkanego Ceremoniarza "Czy będziesz dziś na 20?" odpowiedziałem: "Chyba nie."

W tamtej chwili byłem gotów odejść ze wspólnoty, w której jestem od paru lat i ze WSPÓLNOTY, która jest dla mnie życiem.

W ogrodzie spotkałem moją grupkę. Kładąc krzyż na stoliku przed moim animatorem, usłyszałem tylko:
"Zostań do końca, proszę"
Ku mojemu zdziwieniu wcale nie był niezadowolony, że nie było mnie na spotkaniu. Spokojnie i wyrozumiale powiedział, że wszystko jest w porządku. Później pocieszył mnie jeszcze Diakon. Stwierdził, że jeśliby rozliczać wszystkich z tego co obiecują, to zostałby w tej wspólnocie sam... po chwili poprawił się i stwierdził, że sam też by musiał odejść.

Wieczorem wszystko było już dosyć dobrze. Zacząłem się tylko zastanawiać:
"No ok. Boże. Dałeś mi cierń by zaraz go wyjąć i jest w porządku. Ale kiedy obiecałeś mi pocieszenie inny ból trapił mą duszę."
Wszystkie chaotyczne myśli pałętające się, w ów czas, w moim umyśle, skierowały się ku temu rozważaniu, które wyżej opisałem jako Rozmowę z Refleksją.

"Przybądź Duchu Święty(...) Daj szczęście bez miary."
Ad Maiorem Dei Gloriam.

niedziela, 4 maja 2008

Auć!

Fale mają to do siebie, że gdy już wyniosą Cię ku górze, możesz mieć pewność, iż rzucą Cię potem w dół.



Rozmawiałem z Przyjacielem kilka dni temu:
-Co tam u Ciebie Staszek?
-Troszkę się boje.
-Boisz? Czego?
-Widzisz ostatnimi czasy życie jest dla mnie na tyle wspaniałe, że zastanawiam się, do czego Bóg mnie przygotowuje.
-To chore.
-...?
-Nie możesz martwić się, kiedy jest dobrze. Teraz ciesz się tym co jest.
-No w sumie racja... (pół szeptem) Ja się nie martwię. Ja się tylko lękam ;/

No i przyszedł taki dzień... "Każdy dzień kończy się zmierzchem(...)"
Cholerka, to boli. Mhm... To musi boleć.

Po pewnej poważnej rozmowie z niewiastą, która była sensem mego życia przez ostatni czas, po tej rozmowie, uświadomiłem sobie swą samotność.
Chwila myślenia... FlugsS, Diakon, Tadzik? Oni są w Gdyni ;/ Mentor? już pojechał do Kłodzka. Fabian? Nie Jego nie widziałem już tak dawno. Rosik? W sumie nie wiem jak się z nim skontaktować teraz.
Zostałem sam? Nie. Został mi jeszcze jeden Przyjaciel.
Teraz zrozumiałem dlaczego to wszystko złożyło się w tym samym terminie. To było zaproszenie na rozmowę. Najdziwniejsze zaproszenie na modlitwę jakie do tej pory otrzymałem w życiu.
Podziałało. -.-

(Nie wiem czy już wcześniej wspominałem, ale za najszczersze modlitwy uznawałem rozważania na temat mojego życia, dnia, czynów, postaw, na samotnym spacerze podczas burzy lub przy samodzielnej pracy, albo nawet podczas wędrówki która nie miała na celu dojścia gdziekolwiek.)

Tym razem poszedłem do Kościoła. Rzadko szukam tam Boga, no może na Mszy Św. lub w konfesjonale, a tak poza tym to nie specjalnie się tam spotykamy.
Dziś jednak było inaczej. Pusty kościół. Kleknąłem przed zamkniętą kratą. Zaczęliśmy rozmawiać. Łzy rzęsiście zrosiły me policzki, wysychając na nich, niczym kropla wody nalana na żelazko.

-Teraz już przynajmniej wiem do czego mnie przygotowywałeś...
-"(...)A po każdej nocy przychodzi świt."
Niespecjalnie wszystko rozumiałem. Wyszedłem z kościoła, lecz nim to uczyniłem spotkałem na schodach staruszkę.
Znałem tę babulę już wcześniej, gdyż życzyła mi nieraz uśmiechu i szczęścia gdy spotykaliśmy się na drodze wiodącej do Kościoła.
-Witaj
-Witam Panią
-Ja się idę teraz modlić(...) za zdrowie Ojca Stanisława(...) za chorych(...) za Ciebie(...)za smutnych(...)za Wszystkich Parafian.

W tym momencie poczułem, iż to nie przypadek mi ją tu podesłał.
Wracając do domu zainteresowały mnie gołębie na chodniku, a dokładnie ich reakcja na mnie. Zamiast jak zwykle odlatywać na wyczucie ruchu w promieniu metra, prawie dały mi się zdeptać. Stwierdziłem, że mój mózg jest ostro przemęczony, ale tego dnia wśród "znaków" Bożych dla mnie, pojawiły się również, takie jak Ewangelia, w której Jezus obiecuje Ducha pocieszyciela i modlitwa wiernych. Jeśli chodzi o tą modlitwę to jeszcze wczoraj rozbawiała nas (ministrantów) intencja "za bliźnich tak smutnych, że aż Bogu smutno" a dziś tknęła mnie ta intencja i to dosyć mocno.

Jeśli taka wola Boża to zakończę pisanie drugiej Baśni. Tym razem, jednak planuje odpocząć trochę. Nie rozumiem tylko dlaczego "coś we mnie" komentuje moje plany odpoczynku od uczuć, słowami "Kogo Ty chcesz oszukać?".


Jeśli Ktokolwiek powie mi, że dzisiejszy dzień to dzieło przypadku, to uwierze dopiero gdy będe pewien, iż "Jahwe" na Polski czyta się ["przpadek"].

Streszczenie WeekEndu

:Środa:

Spacerowaliśmy z Tadzikiem nocą, gdy na drugiej stronie ulicy zauwarzyliśmy człowieka bitego przez trzech innych ludzi. Bity człowiek wyrwał się oprwcą i zakrwawiony pobiegł w naszym kierunku krzycząc o pomoc. Agresorzy widząc dwuch trzeźwych ludzi zrezygnowali z "pościgu".
Człowiek ten miał rozwalony łuk brwiowy, z którego krew sączyła się aż do ust, tak zalanych czerwoną mazią, że nie byłem w stanie stwierdzić powagi rany, w tej części twarzy.
Kiedy doprowadziliśmy człowieka na przystanek autobusowy "opatrując" wcześniej rany chusteczkami higienicznymi, człowiek, ów przynajmniej pięć razy dziękował nam za ocalenie życia.

:Czwartek:

Odprowadziłem Tadzika na pociąg do Gdyni.
Wracając do tramwaju, którym jechałem wpadło kilku "zalanych" kibiców śpiewających "Tramwaj jest nasz! Tramwaj do nas należy..."
Zachowywali się bardziej śmiesznie niż groźnie, dwóch moich (na oko) rówieśników, widząc mężczyne w długich włosach ubranego na czarno, który wsiadł przystanek po wyjściu kibiców, puścili prosty i krótki komentarz: "Przecież by go zaj[zabili]ali".
A tak ogólnie to przywykam do Nocnego Wrocławia.

:Sobota:

Odebrałem z Pociągu Przyjaciół z Opola.
Tak się złożyło, że specjalnych racji żywnościowych to nie mieli, a ze względu na Święto większość sklepów była nieczynnna. Zgadnijcie kto wybrał się na poszukiwanie jedzenia?
Tak... kiedy odnalazłem jako tako zaopatrzony sklep stała przed nim 12 osobowa kolejka. Kiedy wychodziłem ze sklepu kolejka liczyła około 14 osób. Fajny stres miałem zadając pytanie: "Czy są jajka?"
Najśmieszniejsza była wizja odpowiedzi "Nie" :P

A tak ogólnie to coś mnie gryzie ;/