wtorek, 30 grudnia 2008

"Hej kolęda, kooolęda."

Sporo notek poszło się grzać przez ten mój brak czasu… tę dzisiejszą postanowiłem jednak spisać, gdyż trochę mnie męczyło dziś pewne wydarzenie.

Otóż musicie wiedzieć, iż należę do Liturgicznej Służby Ołtarza (czytaj: jestem Ministrantem) i w związku z tym gdy nadchodzi zimowy okres odwiedzin duszpasterskich, „chodzę po kolędzie”, zapowiadając księdza w dzień poprzedzający wizytę i prowadzę go do domostw chcących go przyjąć w dniu „kolędy”. Tak więc zdarzyło się w tym roku, że zadanie to wypełnialiśmy wraz z FlugsSem (Człowiekiem, o którym dość już pisałem we wcześniejszych notkach). Prawdą jest, że czasem, niektórzy ludzie, widząc jaki trud wkładają ministranci w tą służbę, dają im małe „datki” do ręki. (W końcu piękny zwyczaj tych odwiedzin, który ma dużo pozytywnych aspektów, wywodzi się z niechlubnego zwyczaju zbierania dziesięciny.) Istotnie w (szacując) w jakiś 80% jest to główna motywacja dzisiejszych ministrantów by w ogóle w tejże kolędzie uczestniczyć. Otóż wraz ze wspomnianym Przyjacielem (z dnia na dzień ostrożniej używam w świecie tego słowa „Przyjaciel”… Trzeba pamiętać, że jesteśmy odpowiedzialni za to co „oswoimy”), dostaliśmy miejsce dość… hm… nieciekawe pod względem atmosfery. Dawno już mieliśmy zatargi z częścią tamtejszej młodzieży, gdy zaś pukaliśmy z drzwi do drzwi nie było niczym dziwnym wśród sąsiadów, że… „Ten to jest w szpitalu Psychiatrycznym, bo go zabrali jak[...]”, „Tam nie ma co pukać, bo syn matkę zabił a Ojciec wyjechał”itp. W tak „nieciekawym” miejscu mieliśmy iść wieczorem z Klerykiem. Służba to służba… Prefekt mówi idź to idę, ale jednak towarzysz mój wśród narzekań uknuł plan by Tadziowi swój udział odsprzedać za 30% zysków… (nie pytajcie, to nie mój pomysł). Ostatecznie Tadzik wieczorem się zgodził. Rano (no dobra dla mnie to było rano, jak nie chodzę do szkoły), a dokładniej po odprowadzeniu na rynek Gościa z Kłodzka, zadzwonił do mnie telefon. Odezwał się FlugsS (bo któż inny by do mnie dzwonił) i powiedział:
-Sprzedałem tamtą kolędę.
-No wiem mówiłeś wczoraj.
-Nie komu innemu. I to obaj nie musimy iść.
- A Tadzik?
-Tadek mi rano powiedział żebym się j*bał.
-No to porządku…
Problem cały w tym że kiedy wiedziałem już, że na tą kolędę mają iść dwie „dziewuszki” nie zareagowałem. jedyne co zrobiłem to umyłem ręce. Zapytałem FlugsSa dwa razy Czy bierze za tą transakcje na siebie 100% odpowiedzialności moralnej i prawnej. Zgodził się.
ZACHOWAŁEM SIĘ JAK PIŁAT.

Pozwoliłem na to by sprawy, które śmierdzą przeszły za moimi plecami.
Później męczyło mnie z tego powodu sumieniePan mój jednak nie zostawił mnie w potrzebie i zesłał na mnie Ducha swego Pocieszyciela.

Teraz pozostawiam tą sprawę Wam bracia i siostry, niech wasze umysły opowiedzą się czy moje zachowanie było dobre czy złenie musicie mówić… oceńcie i zatrzymajcie jako przestrogę, lub olejcie notkę tę.

AD MAIOREM DEI GLORIAM.

środa, 24 grudnia 2008

Biba o północy ;]

Pierwsze co to zapraszam Was na BIBE. Mój Przyjaciel ma dziś urodziny i o północy w domu robi impreze ;]


Po drugie...

WESOŁYCH BOŻYCH URODZIN
BRACIA I SIOSTRY.

poniedziałek, 22 grudnia 2008

PRZYGODA ;]

Ostatnimi czasy, a dokładniej w ostatnią sobotę, w Opolu odbyło się zebranie animatorów MAGISu z 3 miast: Opole, Kłodzko, Wrocław.
Byłem jednym z dwóch delegatów Wrocławskich, a tematem spotkania były: "Rekolekcje Zimowe".
Pomyślałem sobie: "O Fajnie! Odwiedzę znajomych w Opolu." lecz później górę wzięły we mnie zapędy do przygody i podróży... pomyślałem: "Mogę odwiedzić również duszyczki w Gliwicach i Bytomiu”.
Ruszyłem więc…
Spodziewałem się, że ta (jak to ktoś nazwał) „Większa Odprawa” w Opolu potrwa 4- 4,5 godziny.
Przeliczyłem się… Zakończyliśmy „odprawę” około godziny 17, a zaczęliśmy przecie o 10.
Muszę przyznać, że wypad do Bytomia był dla mnie „wyzwaniem”… Nie wiedziałem gdzie będę spać, byłem chory, było późno i miałem moralny dylemat czy mogę puścić Angi samą do Wrocka o tej godzinie. Ale właśnie te przeciwności uczyniły wyjazd PRZYGODĄ.
Pociąg (który był z kolei pierwszym z brzegu) miał opóźnienie. Przez całą niemal podróż towarzyszyła mi troskliwość (a raczej poczucie troski) dwóch pięknych Bytomskich Niewiast. Dlatego też po wyjściu z pociągu w Gliwicach ruszyłem na przystanek autobusowy do Bytomia. Jeździ tam jeden Autobus, raz na godzinę, pojechał 4 minuty po moim przybyciu. 10 minut przed 22 wysiadłem w Bytomiu na przystanku autobusowym. Powitała mnie znajoma z tegoż miasta. Następnym razem muszę unikać „powitań” na środku ulicy, bo gdyby ktoś nie zauważył tego autobusu za Nami byłby problem :P
W ciągu pięciu minut „poznałem” Maćka i dowiedziałem się, że idę z Nim na imprezę… moją dezorientacje przerwało wyjaśnienie i sugestia, że to jest „nocleg” i nie powinienem odmawiać. Poszedłem na tę imprezę sam z Maćkiem zaś dziewczyna, która mnie powitała musiała już do domu znikać. Zanim doszliśmy do domostwa na tą bibę odwiedziliśmy z Maćkiem po drodze, dwa puby w których widział swych kumpli. Impreza była… hm była to parapetówa ekipy metali. Właściwie to oprócz czarnego stroju i długich włosów, to byłem tam „idealnie nie na miejscu”. Coś jak majonez w zupie mlecznej. Kolor ten sam i naczynie nie jest złe… i na tym się kończy.
Pomimo początkowych rozterek Krzyż MAGISowy pozostał na klacie (na wierzchu). Przyznam, że atmosfera była miła, poznałem paru ciekawych ludzi… Ciekawe jest to, że wielu moich znajomych skakałoby ze szczęścia trafiając za free na Bibę gdzie co chwila ktoś proponuje Ci Alkohol (różne browce, drinki, wódki), szlugi, skręty, lub (jak to określali) „szałwie”.
Jestem szczęśliwy… oparłem się! ;]
Kiedy powiedziałem, że nie pije, powiedzieli: „Byłbyś dobrym kierowcą”. Kiedy zapytali o Krzyż w małym gronie zaczęła się dyskusja na temat wiary (bądź Jej braku), Jednak najwyższym argumentem jaki usłyszałem było: „Przeczytałem kiedyś Władce Pierścieni- Nie ruszył mnie. Przeczytałem biblię- Nie ruszyła mnie […]” byłem gościem (i jak mi się wydawało niepasującym) a mimo to powiedzieli: „ Ale fajnie, że Ty coś w Tym widzisz ” lub też: „[…] nie mogę zaczaić jak mając 17 lat można wierzyć[...]”. Jak już mówiłem, ludzie całkiem fajni byli.
Dziś rozbawiają mnie dwa cytaty: „Stary!!! Jesteś na co dzień kuratorem, a jak go zapytałeś przed chwilą ile ma lat, i powiedział Ci, że 17 to mu najpierw zaproponowałeś zielone, a potem browca!!!” ze zdziwieniem jeden do drugiego.
I drugi cytat: Jak zapytałem: „Gdzie jest Maciek?” odpowiedź zabrzmiała: „Gdzieś Spierdol*ł”, po czym nastąpiła chwila niezręcznej ciszy i ludzie zaczęli grzać ze mnie… W tym ostatnim możecie nie zaczaić o co chodzi, ale ludziom z imprezy dobre 10 minut zajęło dochodzenie do logicznej całości kim jestem. Tu najlepiej wyrazi wszystko cytat wypowiedzi jednego z Nich: „Stary! Jesteś przepierdo*ony. (Jak się później dowiedziałem jest to pozytywne określenie. Coś jak gwarą „Wrocławskiej Ulicy”: „Zajeb*sty”.) Mieszkasz we Wrocławiu, przyjechałeś z Opola do Bytomia imprezę z kolesiem, którego znasz niecałą godzinę… Nie rozumem z tego prawie nic, ale jesteś przep*erdolony!
A rano jak się obudziłem to nawet Maćka nie było… ;D
Wyszedłem wśród zapewnień, że ludzie mnie jeszcze kiedyś znajdą, jak będą ze swoimi zespołami grali we Wrocławiu. Wyszedłem i…
Nie wiedziałem dokąd iść.
Znałem w Bytomiu dwa miejsca. Kościół Ojców Jezuitów (ale tego raczej PKM nie umieściło, jako przystanek, w rozkładzie jazdy) i dworzec główny PKP, na którym zatrzymuje się autobus z Dworca Gliwickiego (i jak dowiedziałem się później, większość autobusów). Zadzwoniłem do tejże niewiasty, która zeszłego wieczoru (przez 5 minut) była mi jedyną znajomą twarzą, spotkaną w tym mieście. Podczas rozmowy, obczaiłem po drugiej stronie ulicy autobus, który jechał na ów Bytomski dworzec. Niewiele myśląc wbiłem się do Niego. Podróż trwała jeden albo dwa przystanki, a to z kolei oznacza, że wieczorna trasa z Maćkiem przez Puby była niezłym kółkiem ;]
Z panienką, która z pełnym poświęceniem odebrała mnie rano z przystanku, udałem się Jezuickiej Świątyni (a właściwie to do salki MAGISowej). Tam przybyła druga dziewczyna z tych, co to wieczorną porą przejmowały się mym losem. Podzieliłem się owymi niewiastami opłatkiem (transportowanym z Wrocławia) i odsapnąłem. Potem jeszcze uczestniczyłem w Niedzielnym spotkaniu MAGISu Bytomskiego. Było ciekawie… „Czucz. Nie ma dziewczyny co miała przygotować spotkanie… Masz jakiś plan zabawy?
Jak już mówiłem, żyje spontanicznie i ów spontan nie jest mi obcym. Czas później czekając przy schooli Bytomskiej, udało mi się spotkać pewnego Jezuitę, który niemały miał wpływ na mą psychę w dzieciństwie.
Na Przystanek odprowadziły mnie dwie dziewoje, z których to jedna należała do dwuosobowej grupy zainteresowanych mną, zeszłego wieczora. Czekaliśmy na Autobus (który raz na godzinę nawiedza przystanek) a ponieważ jeden nie przyjechał w ogóle, czekalimy mniej lub więcej jak półtorej godziny.
Za mało mi czasu pozostało by wybrać się do Gliwickiej wspólnoty, choć miałem to w pierwotnych planach.

Bóg ma niezłe poczucie humoru :P

piątek, 19 grudnia 2008

Leń...

Jest taki jeden koleś... Ludzie wołają na Niego Leń, więc i ja tego imienia użyje.

Ów Leń często czepia się różnych ludzi, lubi to. Niegdyś długo trzymał mojego Przyjaciela i choć wtedy żarliwie z Nim walczyłem, choć nie zawsze miałem szanse zwyciężyć. Nie zwuważyłem nawet gdy niedawno wkradł się w moje życie. Spokojnie i cicho, wszedł bez pukania, zadomowił się i nie dawał, z początku się rozpoznać. Poznałem, że to On trochę później i w pierwszej chwili nie umiałem sobie z tym poradzić.

Dziś jednak już walczę. Dlatego też wszystkim, którzy dali mi do zrozumienia co się ze mną dzieje... Dziękuje. A tych, którzy poczuli efekty Mojej z Leniem współpracy, przepraszam. To jest to czego NAUCZYŁEM się w Liceum... "Ponosić odpowiedzialność za swoje czyny".

Idą Notki...

niedziela, 14 grudnia 2008

Komercha



Taka anegdotka z dziś ;]

Byłem z Przyjacielem na mieście i ludzie trochę się dziwili jak wyrazał swoje poglądy :P

A przy okazji... słabo rysuje ale poto mam dwie ręce by talenty mnożyć ;D




Już niedługo zaległe tematy... (Jednak przez Roraty mniej pisze :P Spróbujemy to poprawić)







(Taki bonus... Jak klikniecie na rysunek to jest mniej pixelowate)

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Odwaga?

Kilka rzeczy z "dziś".
1)Ząb
2)Spotkanie Pogrubienie
3)Próba
4)Rowerek
5)Przemyślenia i Spowiedź.


1)
Już od dziecięcych lat moim problemem były zęby, a mianowicie „niechęć” do dentystów.
Zaniedbałem jako młody szczyl tą moją jamę ustną i choć matka mówi, że mam (miałem) niespotykanie ładne i proste uzębienie, to troszkę się to spieprzyło.
Kiedy zacząłem myśleć na o swoich czynach i ich konsekwencjach (a te konsekwencje to nawet zaczynałem czuć) starałem się tam coś naprawić, ale bez wizytacji lekarskiej nie wiele mogłem (a do tej z kolei, czuje dziecięcą „niechęć”).
Dziś ból zęba zdjął mnie tak, że musiałem opuścić szkołę i wrócić do domu. Czemu o tym pisze? Bo trzeci raz w życiu (nie licząc tego czym mnie faszerowali w szpitalach) brałem lek przeciwbólowy. Staram się je brać rzadko, ponieważ cenie wolność i (oprócz tego) lubię gdy coś działa, więc nie uodparniam organizmu na leki.
Reszta jednak o tym pod koniec notki. ;P


2)
Już minął jakiś czas od kiedy „poznałem” pewną dziewczynę. W sensie, zadzwoniła do mnie wieczorem i zapytała „Skąd ja mam Twój numer telefonu?”. Odpowiedziałem to co wiedziałem „Nie wiem.” i właściwie to nie wiem do dziś. Troszku pisać zaczęliśmy przez komórkę i ostatecznie postanowiliśmy się zobaczyć (właściwie to Ona wpadła na ten pomysł, lecz bardzo mi się podobała inicjatywa). Najpierw spotkanie trzeba było przełożyć z pierwszego terminu, na niedziele (tydzień temu). Jednak i ten termin odpadł Nam. Ostatecznie padła propozycja zobaczenia się dziś. między czasem gdy kończę lekcje a próbą przestawienia było trochę czasu, to się zgodziłem ;]
Umówiony pod fontanną z dziewczyną, którą widzieć miałem pierwszy raz, ruszyłem na rynek. (Jak się okazało później) Przeszedłem obok Niej (tak, weźcie mnie jeszcze trochę wyśmiejcie), widząc więcej ludzi, wysyłałem SMSy, dzwoniłem, a ponieważ nie odbierała, chodziłem w tą i w tamtą przy fontannie… okolicach… po rynku i w okolicach.
Ostatecznie okazało się, komórki ze sobą nie wzięła, więc cóż było mi począć. dostałem tylko wskazówkę, że ma czerwony płaszczyk. Cholera, akurat teraz się ludzi nazbierało. Przy fontannie przechodziły przynajmniej cztery młode dziewczyny w „czerwonym płaszczyku”. Ech… brakło mi odwagi żeby pytać.
Po dłuższej i jeszcze bardziej skomplikowanej akcji doszło do tego, że stałem obok Niej i Jej koleżanki niewiedząc o tym. W sensie zastanawiałem się. Zauważyłem, że dziewczyny te są podobne do opisu. Drugi raz odwagi mi zabrakło, żeby zapytać. I w tym momencie cała sprawa poszła się grzać.

Ale ponieważ, za Manną z nieba trza było się pochylić i SZUKAĆ… Będę dalej żył tak jak uznam to z spójne z Jego wolą ;]

3)
Przyjechałem na próbę przedstawienia kilka minut za wcześnie, ale Pan woźny (miły człowiek) powiedział, że o żadnej próbie nic nie wie. Czekałem jeszcze trochę na resztę ludzi, lecz gdy 10 po nikt się nie zjawiał, zacząłem się dziwić. Ostatecznie okazało się, że próby dziś nie ma ;P
Jest za to jutro, teoretycznie „cały dzień” choć nie wiem jak to ma wyglądać, to wiem że jedziemy gdzieś daleko od Wrocka i mam być o 8:00 pod jakimś tam sklepem (będzie jakiś bus). Chyba nie zostawię rowerku na cały dzionek przed sklepem. Trza się zorientować jak tam jadą autobany ;]

4)
A propo rowerku. Dziś wreszcie wyczaiłem jak zamontować te światła. Jest to w istocie tak proste jak „domontowanie” ich. Z tego też tytułu, będę musiał je chyba chować do kieszeni po zejściu z roweru ;D
Tak myślę, że jak naprawie jeszcze hamulce, zamontuje błotnik i może trochę nasmaruje ten rower, to może będzie nawet wart kradzieży. Kto wie co ludziom przyjdzie do głowy.

5)
Wieczorem spowiadałem się u Pewnego Jezuity. Opowiedziałem o dzisiejszym dniu. Powiedziałem, że zauważam, jak znikła gdzieś moja odwaga (za przykłady podałem zarówno „ząb” jak i „spotkanie”). Spowiednik powiedział, że właśnie to, iż mam wady, czyni mnie tylko człowiekiem w mojej Psychice i dzięki temu nie pysznie się nazbyt.
Pokazał mi na przykładzie Św. Pawła, że z Cierniem, można żyć do końca i pomimo tego być Kimś. A Odwaga wcale mnie nie opuściła, bo spotkałem się z wyzwaniem w dwóch kwestiach, w których nigdy nie byłem specjalnie odważny.
Ten Ojciec też ma „niechęć” do dentysty ;P Ale wie że wyzwania są po to by je podejmować, małe i duże.



Troszkę się przed Wami „Obnażyłem” moi drodzy.
Mam nadzieje, że nadchodząca Noc i jutrzejszy Dzień, dobre i owocne Wam będą.
Dobranoc Siostry i Bracia.

Jutro pokoloruje tą notkę ;]




EDIT:


A jednak notka zostanie, taka jaka jest. Minął czas i nie umiem już naładować emocjami kolorów ;]

sobota, 6 grudnia 2008

Roratnie śniadnie

Dziś minął kolejny dzień. Rano "Młodzież" przygotowywała śniadanie roratnie, toteż wstałem o 4:30 by na 5:20 czekać pod kościołem na chleb, co (po wczorajszych zakupach, na to śniadanie, z Ojcem Grzegorzem) do łatwych zadań nie należało. Jestem wdzięczny chłopakom z moim grupek, tym którzy przyszli i tym którzy chcieli to zrobić, jeśli tylko podjęli walkę. Dziękuje. Dzięki niech będą również innym ludziom, którzy tak bardzo pomogli w tym śniadaniu.

A tak osobiście... Trochę słabo się czuje. Może to dlatego, że od 5:00 do 19:25 byłem w ciągłym ruchu (no może poza spotkaniami grupkowymi). Może to wina ciśnienia, a może też pogoda i hałas uliczny. Nie wiem, ale jestem "rozpalony" i i nie chodzi o jakąś bardzo głęboką metaforę.

;p

Dobrej Nocy Bracia i Siostry ;]

środa, 3 grudnia 2008

Dziś i ostatni Week

Jak w zeszłym roku, tak i w tym Roraty w naszej parafii odbywają się o godzinie 6:30.

Ciekawa sprawa, że w zeszłym roku z tego powodu zacząłem sypiać mniej, zaś w tym... sypiam dłużej. Jeszcze Adwent się nie skończył ale to już jest jakiś pomysł, na przykład na "postanowienie Adwentowe", "Chodzić spać przed 2 w nocy ;] ".

A tak na serio to ostatni dzień szkolny jaki pamiętam był dla mnie w zeszłym tygodniu (Czwartek):P
Najpierw badania jakieś (zdążyłem na ostatnią lekcje w Piątek). W Sobotę coś odrabialiśmy (ale tu już nie zdążyłem na tą ostatnią lekcje). W Poniedziałek Święto szkoły (Dzień Patrona czy coś takiego), a we Wtorek znów jakieś badania (odbiór wyników) i ostatecznie dziś nie byłem gdyż, trenowaliśmy przedstawienie teatralne (i zostałem ze szkoły zwolniony). A jutro idziemy jako klasa (informatyczno-medialno-artystyczna) na jakąś wystawę sztuki czy coś :P

Pomimo tak długiej przerwy udało mi się, zaledwie poczuć przedsmak wypoczynku, więc trza czekać do ferii ^^


Sporo rozmyślam i rozkminiam, ostatnio więc efekty jak będą, to też się tu pojawią.

Żyjmy Ad Maiorem Dei Gloriam Siostry i Bracia.