wtorek, 27 stycznia 2009

Rekolekcje Zimowe MAGIS 2009

(…)i po rekolekcjach. Napisze trochę o Nich, gdyż warte są co najmniej na notkę tu.
Dostałem Większe owoce niźli bym mógł się spodziewać. Dziękuje za to Panu, bo widzę cóż dla mnie uczynił.



Pierwsze me dziękczynienie składam za naszą grupkę (w której spełniam aktualnie posługę animatora). Nie spodziewałem się, że chłopaki aż tak się otworzą na spotkaniach. Ba! Na spotkaniach… Jeśli chodzi o otwarcie na resztę wspólnoty, to też mile mnie Bóg zaskoczył, chłonnością świata w umysłach i sercach, tych młodych ludzi. Widząc na jakie tematy mogliśmy pogadać na spotkaniach, jeszcze radość potrafiła przebić się przez moje zdumienie. Kiedy zobaczyłem, jak ciężko mi czasem było ich ściągnąć na cisze nocną do pokojów, ze względu na prowadzone przez nich rozmowy z ludźmi… Zaskoczenie zaćmiło z początku moją (i tak ograniczoną) logikę.



Drugie dziękczynienie ofiarowuje za ludzi ze wspólnoty. Tych, którym pomogłem i tych, którzy mi pomogli. Tych, których poznałem jak i tych, z którymi dane mi było się tylko zapoznać. Tych, z którymi podzieliłem smutek i tych, z którymi pomnażałem radość. Tych wszystkich, których miałem możliwość odkrywania na Rekolekcjach i tych, z którymi zacieśniałem stosunki na formacji Animatorów.
Istotnie wiem, że we Wrocławiu mieliśmy niedawno kryzys, gdy chodzi o ludzi. Tak jest zawsze gdy odejdzie parę fundamentalnych „mamutów”, gdy zbliża się czas, że duże i aktywne pokolenie, będzie musiało odejść ze wspólnoty. Słyszałem zawodzenia nie tylko we własnym mieście, lecz z wielu innych miejsc w Polsce; „Wymieramy.” Powiem więcej… gdzieniegdzie dalej słyszę takie lamenty. Po tych rekolekcjach wiem. Nasz Pan, który rękami Ojców Jezuitów zbudował tą wspólnotę, Nasz Bóg, który w sercach wielu młodych ludzi zasadził ziarna, o korzeniach lepszych niż niejeden ma baobab, Przyjaciel Nasz, Brat, Ojciec i Pocieszyciel (który umacnia), Nie odda tak łatwo swego dzieła na ofiarę samotnym ogniom próżnej pustyni. Nie opuści Nas.
Ufajmy więc Jego słowom, a nie ześle na nasze barki tego, czego nie dalibyśmy rady unieść.



Trzecie dziękczynienie oddaje, za Pomoc mego Pana gdym go o Nią prosił.
Zdarzyło się tak, że na rekolekcjach mieliśmy nabożeństwo wieczorne. Na tym nabożeństwie czterech animatorów powiedzieć miało świadectwo. Świadectwo o Bogu w ich życiu. Jednym z tychże animatorów byłem ja. Kiedy bym nie mówił świadectwa, zawsze animatorzy z mego rodzinnego miasta, powtarzają mi bym mówił krótko. Tak też i teraz słyszałem, że mam mówić 5 minut. Potem powiedziano mi, iż mówić mam minut 3. Podobno mówiłem 13 :D
W każdym razie jedyne moje przygotowanie do tego świadectwa polegało na tym, że wspomniałem sobie o trzech rzeczach (sytuacjach, wydarzeniach), o których chciałem opowiedzieć. Niby dobrze. Nigdy nie mówiłem nie-spontanicznego świadectwa (bo przecież powiedział Pan; „[Wtedy] Ja będę z Tobą, będziesz wiedział co masz mówić […]”). Tylko nie wiem dlaczego, tego wieczoru podczas modlitwy przed Świadectwami, (i trochę podczas świadectw też) zjadał mnie stres. Co chwile przychodziło mi do głowy naśmiewanie się złego; „Jesteś sam”, „nic nie powiesz, już moja w tym głowa”, „idź… idź… a ja poklepie stres po brzuszku jak już się naje…”.
Wiem, że teraz to głupio brzmi, ale wtedy nie miałem czasu zwerbalizować sobie myśli. Wtedy brzmiało to… „poważnie”. Powiem Wam bracia i Siostry, że z początku się zląkłem. Na szczęście nie byłem sam. Jasne było ciemno dosyć, a ja siedziałem w odosobnieniu, lecz obok mnie siedział Pan mój, gotów do walki o mnie gdym tylko wyszeptał; „Sam nie mam szans”. Wyszedłem, otworzyłem umysł i otworzyłem usta. Pan wysłuchał mej modlitwy, i zasiał owoce na glebie, którą poszedłem uprawiać.
Było kilka osób, które zdobyły się na odwagę podejść do mnie i „pokazać owoc świadectwa”. Kilku ludzi, którzy podeszli i odsłaniając kawałek swojego życiorysu, powiedzieli co chcą zmienić w przyszłych jego aktach i scenach. Powiedzieli, i pytali jak… Pytali i szukali odpowiedzi.



Czwarte dziękczynienie zanoszę za Przyjaciela i za to, że uzdrowił Pan moje „postrzeganie Go”.
Wciąż, boje się nazywać zbyt wiele osób Przyjaciółmi bo słowo to ma dla mnie srogie znaczenie. Znaczenie tego słowa już tłumaczyłem lub tłumaczyć będę, lecz nie w tej notce gdyż, wtedy już o wiele większa byłaby liczba ludzi, którzy nie daliby rady doczytać tych słów do końca. Wiedzcie jednak, że boje się nadużywać tego słowa.

Mój Przyjaciel, na tych rekolekcjach strasznie deprawował mi grupkę. Bardzo mnie to denerwowało. Zwróciłem mu uwagę. Nie podziałało jakimś trwałym efektem.
Miałem już iść do Niego i powiedzieć: „Weź kurna zmień swoje zachowanie albo wypierdzielaj z tych rekolekcji bo niszczysz to co tu się buduje.”
W drodze złapał mnie ktoś i zwrócił uwagę: „Czemu to zdenerwowany jesteś, gdy Twój Przyjaciel ‘płonie’ ?”
„Ale, że co?”
„Nie udawaj. Widzisz chyba, że cos jest nie tak z Nim.”
Tak, tak… Ja. Taki „wierny Przyjaciel”, a w trudnych chwilach zamiast wesprzeć Go, zacząłem opieprzać. Kiedy poszedłem do pokoju już spał. Chyba zmogła go choroba czy coś. Na szczęście udało mi się to wszystko naprawić na nabożeństwie.
Dziękuje Panu za to, że dał mi z tej próby wyjść zwycięsko. Za to, żem nie stracił Przyjaciela.



Piąte dziękczynienie zanoszę za rozmowę z pewną Niewiastą. Związany przysięgą, przemilczę treść, temat i osobę z którą rozmawiałem. Zostałem jednak uwolniony od czegoś, a w zamian dowiedziałem się o pewnych rzeczach, których nie zauważałem, lecz których żałuje.



Szóste me dziękczynienie jest związane z Fanem (Formacją Animatorów). Po rekolekcjach zostaliśmy (większość animatorów) na parę dni w ośrodku, gdzie mieliśmy wcześniej rekolekcje. Wśród zawału pracy nad samo-rozwijaniem się, (dzięki któremu będziemy mogli lepiej posługiwać, w tym wymiarze, w Naszej Wspólnocie). miałem dość czasu by chwile odsapnąć i zacieśnić dobre relacje z innymi Animatorami :P


Siódme dziękczynienie kieruje do Pana za chorobę. A dokładniej za to, że złapała mnie w dniu wyjazdu i nie straciłem żadnego z tych świetnych dni, które dał mi Bóg.





Po siedmiokroć dziękuje Panu za kolejny dar, którym mnie obdarował.


(Jeśli znajde czas i siły to pokoloruje tę notkę)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

No no no... Widzę ze jest za co dziękować i że naprawdę się pozmieniało...Czekajmy na owoce ; ))) .Cieszę sie ogromnie kiedy widze że ludzie tyle wyciągają z rekolekcji!! +

Anonimowy pisze...

Anonimowy bo przecież wiesz, kto pisze;]

siedmnkroc, czyli nieskończenie;]

miłe;]

i.. dziękuję;]

Ogień.

on wciąż płonie.
trza tylko źródło zmienić i On będzie mógł zmiatać;] a Zły będzie spieprzał gdzie pieprz rośnie;p

Bożej Łaski Bracie w Wierze!

i Czuwaj nad grupą!
(bo... oj, sam wiesz czemu;])

Anonimowy pisze...

No no Drogi czuczu jak widzę to u cię dzieje no u mnie też ja już mam 16 lat a nie co kiedyś heheh.. Nie wiem co mam powiedzieć jak dawno cię nie widziałam już w kłodzku nie mieszkam tylko koło Wrocławia mam do niego 30 min hehe... Jeśli wiesz kto pisze to dobrze a jeśli nie to ci przypomne jestem ta dziewczyna która pozałeś na sylwestra i w tej się zakochałeś gdzie pokonywałeś walki z murem hehe ta dziewczyna z bajki jestem ja twoja była paula napisz do mnie bo ciekawa jestem co tam ciekawego u cb:*
609095259:)

Anonimowy pisze...

Przepraszam za błędy ale szybko pisałam :)
Czekam aż napiszesz do byłej dziewczyny która po sylwestrze oddała ci pocałunek w policzek hi:):*:)
Paula:)