sobota, 26 września 2009

Wiersz Siedemnasty

„7 Cór”


Miał ojciec Honor z wybranką swą Historią,
Siedem córek, wśród nich:
Miłość , Chwałę, Wolność,
I jeszcze inne:
Pamięć, Nadzieje, Godność,
A najstarszą:
Dumę, zwaną czasem Morią.

Wędrowiec, co przez
Ojca, córy raz poznał,
Z domu tego wychodzić już, nigdzie nie chciał,
Pożądliwość swą oddał dla tych kilku ciał,
Bo to w Nich szczęścia raz, a prawdziwie zaznał.

Jemu w radości i trudzie czas upływał,
Czasem służka
Poezja wzrok mu wodziła,
By wskazać gdzie, która córa się ukryła,
Tak właśnie się czuł gość, co do Nich przybywał.

Każda z cór rycerza sobie obierała,
Brała, bo przecie wojaka była godna.
Cierpień, Krwi Wyrzeczeń, każda była głodna.
O swojego
śmiałka każda dobrze dbała.

Miłość: część rozkoszy i uczucia kawał,
Godność: uniesienie. Wolność: rozkosz w pełni,
Chwała,
Pamięć: że wspomną o nich następni.
To właśnie od Nich, każdy rycerz dostawał.

Miłość,
Wolność, Chwała; dla nich wojowali.
Nadzieja, Pamięć; po nich pozostawały.
Czasem szepty Dumy z drogi ich spychały.
Godność ze sobą do grobu zabierali.

Jedni mówią, że piękne były te córy.
Inni do
bestii porównania im czynią,
Mówią, że przeklęte jak pieśnią syrenią,
Nad stromą wabią przepaść, byś skoczył z góry.

sobota, 19 września 2009

Wiersz Szesnasty

"Oczy Walki"



Cios! Brzdęk! Cios! Brzdęk!
I stali szczęk,
Rozlega się w powietrzu.
Cios! Brzdęk! Cios! Brzdęk!
Potworny lęk,
Rozwija się w Twym sercu.

Nie bój się w pacerzu.
Nie trwórz się z orężem.
Nie zginiesz Rycerzu,
Z hartowanym sercem.

Cios! Brzdęk! Cios! Brzdęk!
I stali brzdęk,
Chwalebne niesie echo.
Cios! Brzdęk! Cios! Brzdęk!
Potworny lęk,
Ucieka z serca Twego.




Strzał! Świst! Strzał! Świst!
I kuli gwizd,
Przecina wpół powietrze.
Strzał! Świst! Strzał! Świst!
I grozy glizd,
Kilka wgryza się w serce.


Nie bój się w pancerzu.
Nie trwórz z karabinem.
Nie zginiesz Żołnierzu,
Z honoru Rabinem.

Strzał! Świst! Strzał! Świst!
I kuli gwizd,
Niestraszny walczącemu.
Strzał! Świst! Strzał! Śmierć!
I grozy glizd,
Nie widać pośród trenu.



Klik. Świst! Błysk! Bum!
I trupów tłum,
O pomstę Niebios woła.
Klik. Świst! Błysk! Bum!
I cisza dum,
Rozlega się do koła.

Nie trwóż czysty duchu.
Nie bój się bezsilny.
Nie zginiesz mój druhu,
Wiarą jesteś silny.

Klik. Świst! Błysk! Bum!
I trupów tłum,
Pozostał w resztkach domów.
Klik. Świst! Błysk! Bum!
I cisza dum,
Zgwałcona wśród gromów.

środa, 16 września 2009

Parodia

Pisałem już, że Bóg ma niezłe poczucie humoru?

Wczoraj się postanowił zemną pośmiać.
Może przytoczę tą anegdotkę.

Na lekcji Angielskiego nauczyciel wysłał mnie po dziennik.
Doświadczony przez dwa lata wiedziałem, że najprawdopodobniej ma go nasza „wychowawczyni”.
Akurat Angielski mieliśmy w sali obok 3 innych pracowni informatycznych, (pani „wychowawczyni” jest „informatykiem”) więc postanowiłem sprawdzić czy, w którejś z nich nie ma Jej z dziennikiem.
Pukałem do dwóch sal gdzie najczęściej przebywa. Nie było w żadnej, nikogo.
Poszedłem do pokoju nauczycielskiego mijając na korytarzu dziewczyny gadające o czymś tam, które chyba nie miały akurat lekcji czy coś (nie wiem dokładnie bo nie pytałem).
W pokoju nauczycielskim także nikogo nie było (przynajmniej nikt nie otworzył mi drzwi gdy pukałem).
Poprosiłem jakąś przechodzącą panią o otwarcie ale powiedziała, że nie ma do tego uprawnień po czym podniosła jakiś papierek, którym ktoś na przerwie (jak widać) nie trafił do kosza i poszła.
Pomyślałem, że może jednak dziennik jest w drugiej grupie z Angielskiego (choć pani Profesor Hen, rzadko bierze dziennik).
Kiedy wszedłem do sali, pani profesor zaczęła rozmowę po angielsku i zapytała w tracie niej czy przyniosłem dziennik, (mogła się tego spodziewać, ponieważ w zeszłym roku nasza pani Anglistka wysyłała mnie z dziennikiem do pani Hen).
Odpowiedziałem, że: „nie i że właśnie miałem o to samo zapytać”, słowami: „No. And you?”
Pani Hen też nie miała dziennika.
Kiedy wróciłem znów przechodziłem obok tych dziewczyn i zaszedłem jeszcze do ostatniej sali informatycznej gdzie mogłaby być pani „wychowawczyni”.
Zapytały mnie te dziewczyny: „Kogo szukasz?”, więc zapytałem: „Widziałyście panią Brosiło?”.
Pokręciły głową i miały mówić już: „Nie”, ale za mną otwarły się drzwi od sali języka Angielskiego i Nauczyciel z wyrazem oburzenia przykrywającym nieudolnie wielkie zadziwienie, kazał mi natychmiast iść do sali.
Dowiedziałem się później od klasy, że gdy mnie nie było, nauczyciel zaczął się denerwować i pytać gdzie jestem. Klasa zaczęła żartować, że pewnie poszedłem zapalić (powiedzieli tak ponieważ wszyscy wiedzą, że nie palę i było to już maksymalną abstrakcją, na którą umieli się wspiąć.)
Później dodali, (być może żeby bardziej zdenerwować nauczyciela) że poszedłem kupić tosty, a teraz pewnie gadam z jakimiś dziewczynami tuż przed klasą.
Nauczyciel nie mogąc nie-reagować na te humorystyczne aluzje, otwarł drzwi. Co zobaczył?
zobaczył mnie stojącego do Niego tyłem i dziewczyny, które coś mi odpowiadały.

Po lekcji przeprosiłem Anglistę, za to że zabrałem mu czas na lekcji próbując się tłumaczyć i dodałem, że nie mogę go przeprosić, za to kłamstwo, bo go nie okłamałem.
Chyba dalej mi nie wierzy.

poniedziałek, 14 września 2009

18-stka c.d.

Ktoś z Was, drodzy Bracia i Siostry, w komentarzach pod poprzednią notką napisał, że jestem dojrzałym obywatelem (człowiekiem).

Nie wiem jak drastycznie zmienią się te poglądy po dzisiejszej notce, ale jak pisał Św. Paweł:

Najchętniej więc będę chełpił się z moich słabości”.

W piątek wieczorem wyszedłem na Mszę MAGIS-ową.

Po Mszy była jeszcze próba bo następnego ranka mieliśmy, przedstawić sztukę teatralną, w Gliwicach.

Po próbie, zostałem jeszcze chwile posiedzieć tuż pod tabernakulum, pogadać z Panem.

(Tego samego dnia rano zaskoczył mnie i powiedział mi zaraz po znaku Krzyża, „Wszystkiego Najlepszego”, choć z początku szukałem w pokoju kto to mógł być, to zakłopotanie moje nie trwało długo.)

Wieczorem, to ja mówiłem więcej.

Kiedy wyszedłem z kaplicy i kierowałem się oddać laptopa Ojcu, spotkałem Trzech Przyjaciół, którzy pomogli mi, chwilę później, zapakować do samochodu Ojca Grześka, rekwizyty teatralne.

Ci sami Przyjaciele wyciągnęli mnie (tego samego wieczoru), na „spotkanie w parku”.

Nigdy do tej pory nie piłem alkoholu, a pierwsze piwo obiecał mi postawić kolega z klasy, więc po krótkiej zmianie planów, jeden z towarzyszy kupił pół-litra i poszliśmy.

Jeden z Nas zmył się prawie od razu. Drugi zaś określił mi rano, że miałem „udział większościowy”.

Nie zrobiłem nic aż tak bardzo głupiego. Chyba.

Trochę śpiewałem, trochę rymowałem.

Ogólnie utrzymywałem równowagę, (na przykład gdy poszedłem prosto po drodze, to udało mi się iść prosto, tylko droga skręciła ale to już inna sprawa. I jeszcze ta ławka, która niespodziewanie „wskoczyła” na drogę mą.)

Albo salto w powietrzu, które można też nazwać fikołkiem, ale brzmiało tego wieczoru jak salto.

Najdziwniejsze było to, że wszystko co robiłem widziałem, ale nie miałem za grosz kontroli nad tym. ;]

Mój organizm nie lubi jednak wódki.

Nie tylko, że nie smakowała, na tyle dobrze by trzymać ją w ustach i delektować się (co mam w zwyczaju z napojami robić), ale do tego jeszcze mój żołądek postanowił przekazać część tej „ambrozji” na rzecz miejskiego parku.

Towarzysze tej „kulturalnej rozmowy” eskortowali mnie jednak aż do domu, gdzie poszedłem spać. Wstałem na chwilę w nocy by skorzystać z toalety, (nie chciało mi się wracać do parku, a mój żołądek nie zrozumiał, że już starczy, tego altruistycznego dzielenia się „sobą”).

I zasnąłem.

Brat gdy mnie odnalazł, zachował się jak miłosierny samarytanin.

Rozłożył łóżko, wrzucił mnie tam, posprzątał po mnie, zostawił miskę obok łóżka, dwa razy powtórzył, że jest obok łóżka miska. Za drugim razem załapałem, ale już nie była potrzebna.

Rano gdy wstałem (po jakiś 3 godzinach) przeprosiłem mamę, ale nie wiedziała za co.

Dopiero gdy wychodziłem zapytała, czy czasem nie piłem nic wczoraj. Więc odpowiedziałem szczerze i wyszedłem ;].

To było bardzo nieodpowiedzialne.

Cieszę się jednak z tego doświadczenia, bo wiem teraz czego nie powinienem robić i czym to grozi.

Ktoś pewnie zapyta:

Czym się tu chwalić?

Szczeniacki wybryk rozgłaszasz?

Czemuś nie przemilczał tej sprawy?

Jedna jest odpowiedź.

Jeśli dam Wam poznać tylko dobre me strony to okłamię Was, mówiąc, że o sobie opowiedziałem.

Jeśli zaś dobre i złe strony me znacie, to możecie powiedzieć, że jest to tak jakbyście i mnie znali.

piątek, 11 września 2009

18-stka

Dziś mam osiemnaste urodziny.

Nic takiego.

Dorosły w pełnym tego słowa znaczeniu, zacznę być po skończeniu dwudziestu jeden lat, albo po ślubie, zakonnym lub małżeńskim, ale i tak przynosi mi dzisiejszy dzień pewną rozterkę moralną.

Żyje w państwie demokratycznym.

Demokracja to system, który wymaga od obywateli o wiele większej odpowiedzialności, niż posiada średni obywatel w tym narodzie.

Otóż, za decyzje władzy (którą teoretycznie tworzymy wszyscy) odpowiadamy również wszyscy, którzy do głosowania są uprawnieni.

W Kraju w którym żyję (jak i w większości dzisiejszych Demokratycznych Państw) stajemy przed wyborem i głosujemy na kogo chcemy, ale patrząc na tą kwestie z innej perspektywy nie mamy możliwości zagłosowania na nikogo.

Mamy obowiązek wybrać człowieka, który będzie reprezentował NASZE interesy, a tymczasem, żaden z przedstawionych Nam kandydatów, nie reprezentuje ich.

Nie chcę być odpowiedzialny za decyzje podjęte przez idiotów, lub/i sprzedajne świnie.

Jedynym sposobem na, nie branie odpowiedzialności, której nie powinniśmy zresztą brać, jest nie posiadanie dowodu osobistego, który uprawnia do głosowania.

Tymczasem, Państwo w którym żyję, wymaga ode mnie posiadania takiego dowodu, by mieć prawo do utożsamiania się z podmiotem określanym przez język jako „Polak”.

Jako potomek Polaków, którzy Kraj ten tworzyli i poświęcili się za Niego, nie mogę zrezygnować z tożsamości Narodowej.

Tymczasem ktoś, bez żadnego uzasadnienia prawnego, nakazuje mi przyjęcie obywatelstwa, jako obowiązkowy warunek zachowania tożsamości narodowej.

Pierwszy dowód osobisty, narzucił Polakom Niemiecki okupant (tzw. „Palcówki” czyli Fingerabdruck [z Niem. „odcisk palca”]).

To przykre, że pomimo wyzwolenia się, z niewoli, dalej pozwalamy się kontrolować. Tym razem już własnym braciom, ale jednak.

To jak wilk, który wyrwał się człowiekowi, chcącemu go udomowić. Czym dla takiego wilka jest obroża, której nie postanowił zdjąć pomimo sposobności ku temu?

Pewnie wyrobię sobie ten dowód osobisty, bo jeszcze nie czas na masowe przebudzenie i nie czas Krwawej ery Rewolucji, jeszcze.

Bunt w tej chwili mógłby sprawić, że nie byłoby mnie w czasie, gdy większe rzeczy będzie ode mnie wymagał, Jedyny mój Pan.

Idealny dzień na osiemnastkę.

Koniec tygodnia szkolnego, rocznica wybuchu Światowego centrum Handlu, rocznica śmierci wielu ludzi różnych narodowości, rocznica kolejnej śmierci moralności ludzkiej, piątek- wspomnienie męki Pańskiej.

Dobrego dnia Siostry i Bracia.

wtorek, 8 września 2009

Dziś pierwszy dzień kiedy mam dość czasu na napisanie notki i akurat dziś nie mam na to siły.

Pierwszy raz nie mam siły, nie dlatego że jestem zmęczony czy śpiący. Dziś zauważyłem, że jestem chory. Dokładniej powiedział mi to termometr, katar i ciepłe czoło.


Nie mam czasu na chorowanie, za dużo jeszcze przedmą.

Odpocznę… za tydzień dwa.

piątek, 4 września 2009

.

Dodałem dziś trzy wiersze, których nie miałem wcześniej czasu przepisać.
Dzięki wizycie u dentysty, mam właśnie chwilkę czasu wolnego, bo musiałem wcześniej opóścić szkołę.

A przy okazji to dwusetna notka.

Dobrych dni, Bracia i Siostry.

Wiersz Czternasty

"Manifest Adekadentyczny"


Ten mrok, Cię ogarnie milczący Poeto,
Gdy go ognistym słowem nie przegnasz z serca.
A jeśli zastygniesz jak zgaszona świeca,
To sam siebie, pozbawisz decyzji Veto.
Gdy w Cień się chowasz płaszczem swą twarz okrywszy,
Nie dziw, że kona Duch twórczości, porywczy.
Tak brzmi smutny ten los, milczący Poeto.


Kto wmówił duszy co łby skracała Hydrze,
Że jeśliś jak mrówka przed pociąg rzucony,
To choć duch twój do walk w boju ożywiony,
Zejście z torów zagłady wybrać masz chytrze?
Nie walczyć i broń Bóg, innych nie grzać braci,
Któż Ci to nakłamał? Sędziowie czy Kaci?
Gdy miecz krwią spoisz… I serce wyrwij Hydrze.


Nie dziw, że marzną. Jeśliś ognia nie głosił,
Serca Twych Towarzyszy w globalnym chłodzie.
I ręce i nogi ugrzęzną w tym lodzie,
Jeśli zlękniony w ciszy nie dodasz im sił.
Nie dziw, że tchórzą, moralnie upadają,
Gwałcą, mordują, krwią niewinną brukają,
Gdyś ognisto-złotej nowiny nie głosił.

Wiersz Trzynasty

Planowałem użyć tego wiersza,
jako wstępu w tomiku Poezji dla nauczycieli,
który chcę wręczyć po maturze.

„Pożegnania”


Piękne więdną kwiaty
I zabawki psują się,
Milkną głośne wiwaty
I trunkom mówimy: Nie!

Zbledną barwy laurek,
Miną słowa dziękczynne,
Wzrok ucieknie z figurek,
Uściski przejdą silne.

Drobiazgi się zagubią,
Szybko zniknie cukierek,
Czekoladki wydłubią
Z cudownych bombonierek.


Słuchajcie więc spokojnie, bez presji.
Bo tych słów mej płomiennej poezji,
Zapomnieć niełatwo przyjdzie sposób,
Nawet w polach, codziennych sporów kłosów.

Wiersz Dwunasty

„Teatr”



Uwielbiam w teatrze, taką wolność bycia…
Kim chcesz możesz zostać zmieniając okrycia.
Zdarty wkładam płaszcz i żebrakiem się staje,
Przekładam rewers – Królewski stan przystaje.

Przechodzę dwa kroki i mile przebyłem,
Mijam całą scenę – nic się nie ruszyłem.
Kartonowy symbol Wrota transformuje,
Drzwiami karczmy, zamczyska bramy mianuje.

Przed wejściem moim, dźwięki twarz mą stwarzają.
Biskup! Światło świec i organy zagrają.
Książe! Tron z krzesła i giermek uniżony.
Nędzarz! Gdy spluwają w me ręce barony.

To tutaj się bezdźwięczna przygrywka zdarza,
Gdy za swój instrument się światło uważa.
To tu skryć Ono potrafi skrytobójcę,
To tu przyłapie na złym czynie zabójcę.

Gdy w małej celi pętają mnie okowy,
Wyzwolę się szarpnięciem na rozkaz z głowy.
Gdy horda nikczemników przede mną staje,
Ruszam i walczę, lecz bólu nie doznaję.


Gdy światło czas zatrzyma,
Kurtyna świat zakończy,
To rzucę się oczyma,
W gąszcz realności pnączy.

czwartek, 3 września 2009

Dziś

Dziś miałem w pełni wykorzystany dzień.
Pobódka, Modlitwa, Higieno-Porządkowe sprawy i po tych 20 minutach byłem gotów do drogi.
Szkoła, po szkole dom, zakupy,dom, posiłek obiado-zastępczy (na prędce zjedzony), dentysta, próba teatralna (początek tylko 0,5h), trening, próba teatralna (zakończenie i podsumowanie dobrej pracy grupy mocnych ludzi), dom.

To wszytko od kiedy ujrzałem dzis słońca aż po końcówkę zachodu.