piątek, 4 września 2009

.

Dodałem dziś trzy wiersze, których nie miałem wcześniej czasu przepisać.
Dzięki wizycie u dentysty, mam właśnie chwilkę czasu wolnego, bo musiałem wcześniej opóścić szkołę.

A przy okazji to dwusetna notka.

Dobrych dni, Bracia i Siostry.

Wiersz Czternasty

"Manifest Adekadentyczny"


Ten mrok, Cię ogarnie milczący Poeto,
Gdy go ognistym słowem nie przegnasz z serca.
A jeśli zastygniesz jak zgaszona świeca,
To sam siebie, pozbawisz decyzji Veto.
Gdy w Cień się chowasz płaszczem swą twarz okrywszy,
Nie dziw, że kona Duch twórczości, porywczy.
Tak brzmi smutny ten los, milczący Poeto.


Kto wmówił duszy co łby skracała Hydrze,
Że jeśliś jak mrówka przed pociąg rzucony,
To choć duch twój do walk w boju ożywiony,
Zejście z torów zagłady wybrać masz chytrze?
Nie walczyć i broń Bóg, innych nie grzać braci,
Któż Ci to nakłamał? Sędziowie czy Kaci?
Gdy miecz krwią spoisz… I serce wyrwij Hydrze.


Nie dziw, że marzną. Jeśliś ognia nie głosił,
Serca Twych Towarzyszy w globalnym chłodzie.
I ręce i nogi ugrzęzną w tym lodzie,
Jeśli zlękniony w ciszy nie dodasz im sił.
Nie dziw, że tchórzą, moralnie upadają,
Gwałcą, mordują, krwią niewinną brukają,
Gdyś ognisto-złotej nowiny nie głosił.

Wiersz Trzynasty

Planowałem użyć tego wiersza,
jako wstępu w tomiku Poezji dla nauczycieli,
który chcę wręczyć po maturze.

„Pożegnania”


Piękne więdną kwiaty
I zabawki psują się,
Milkną głośne wiwaty
I trunkom mówimy: Nie!

Zbledną barwy laurek,
Miną słowa dziękczynne,
Wzrok ucieknie z figurek,
Uściski przejdą silne.

Drobiazgi się zagubią,
Szybko zniknie cukierek,
Czekoladki wydłubią
Z cudownych bombonierek.


Słuchajcie więc spokojnie, bez presji.
Bo tych słów mej płomiennej poezji,
Zapomnieć niełatwo przyjdzie sposób,
Nawet w polach, codziennych sporów kłosów.

Wiersz Dwunasty

„Teatr”



Uwielbiam w teatrze, taką wolność bycia…
Kim chcesz możesz zostać zmieniając okrycia.
Zdarty wkładam płaszcz i żebrakiem się staje,
Przekładam rewers – Królewski stan przystaje.

Przechodzę dwa kroki i mile przebyłem,
Mijam całą scenę – nic się nie ruszyłem.
Kartonowy symbol Wrota transformuje,
Drzwiami karczmy, zamczyska bramy mianuje.

Przed wejściem moim, dźwięki twarz mą stwarzają.
Biskup! Światło świec i organy zagrają.
Książe! Tron z krzesła i giermek uniżony.
Nędzarz! Gdy spluwają w me ręce barony.

To tutaj się bezdźwięczna przygrywka zdarza,
Gdy za swój instrument się światło uważa.
To tu skryć Ono potrafi skrytobójcę,
To tu przyłapie na złym czynie zabójcę.

Gdy w małej celi pętają mnie okowy,
Wyzwolę się szarpnięciem na rozkaz z głowy.
Gdy horda nikczemników przede mną staje,
Ruszam i walczę, lecz bólu nie doznaję.


Gdy światło czas zatrzyma,
Kurtyna świat zakończy,
To rzucę się oczyma,
W gąszcz realności pnączy.