sobota, 9 lipca 2011

po Slot'owo

SLOT Art Festival.

Byłem.
Bardzo mi się tam podobało.
Jakoś nie zahaczyłem o koncerty, choć owszem było ich sporo.
Świetnie bawiłem się na warsztatach i dowiedziałem się kilku przydatnych (mi) rzeczy.
Korzystałem z dodatkowych atrakcji jak choćby możliwość surfowania po ustawionym do tego torze.
I nic z tych rzeczy nie było zdumiewające.
Zdumiewająca była tam atmosfera. To jest coś niespotykanego na co dzień. Nie piszę o sprawdzaniu opasek (identyfikatorów) przy wejściu, ani o pogodzie. Piszę o wyjątkowej łatwości w przyjaznym podchodzeniu do ludzi.
Wspominam też małe radości jak odpieranie natarcia mówek czy nalotu bąka (również takiego ze skrzydełkami), spontaniczna piosenka o siedzeniu na kiblu gościa, który przypadkiem usiadł i śpiewał tuż przy moim namiocie, czy w końcu wspomniana wyżej pogoda.
Padało, grzało, świeciło, mroziło (nie było gradu i śniegu), a jednak jestem przekonany (jak ludzie z którymi na ten temat zamieniałem słowa), że pogoda była idealna. Dlaczego?
Czy była tak dopasowana?
Być może, jednak podejrzewałbym tu bardziej właśnie zadowolenie ludzi, które skądś brało.

Teraz pracowity (miejscami też aktywnie rekreacyjny) tydzień i ...
... rekolekcje czyli walka o siebie w sobie.