W Czwartek miałem dobry dzień.
Może dziwne, że tak go nazywam, skoro ze względu na to samopoczucie musiałem odwołać wypad na grę terenową w Opolu.
Może to trochę dziwne, że nazywam go dobrym dniem, jeśli niedawno poznana dusza miała tego dnia sporego doła i próbowałem Jej pomóc.
Może dziwne… ale jednak.
Był dobry.
„Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg.”
A ten dzień był podsumowaniem trzydniowej wzmożonej współpracy między mną a Bogiem.
Trzy dni, trzy przedmioty maturalne, trzy zagrożenia. (Angielski, Polski, rozszerzenie Fizyki).
Codziennie zaliczałem jeden przedmiot. Codziennie wieczorem modliłem się o opanowanie, spokój i odwagę, na dzień następny.
Prosiłem, dostałem.
Ostatecznie rodzina zrobiła z tej okazji (zdania szkoły) pizzę, ale to nie było głównym powodem mojej radości (choć przyjemnie dla odmiany, zamiast głupie słowo zaczepki, dostać od własnego brata niespodziankę, taką).
Powodem mojej radości było to, że znów poczułem interwencje Boga w moje życie. Zawsze to lubiłem, choć zazwyczaj rozwalał tym przyjemne schematy, które sobie budowałem.
Powodem radości było to, że nauczyłem się, bardziej mu ufać.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że te negatywne strony dnia, również były potrzebne by zbudować, jego pozytywny odcień.
Leżąc na podłodze, zauważyłem, że moja rodzina nie zwraca uwagi już na takie abstrakcyjne czynności. Zasadniczo starali się mnie nie podeptać, ale nie pytali, co mi jest ani dlaczego leże tu a nie w łóżku.
To zaś pozwoliło mi dostrzec, że jestem dość dziwnym człowiekiem. Znaczy się, że robię to co robić powinienem – „Udziwniam” ten świat.
Drugim, przykładem jest płacząca duszyczka, którą udało mi się wyciągnąć wieczorem na spacer i pocieszyć.
Spełniłem misję.
A modliłem się na razie tylko o to by misje dostawać od Pana.
To był Dobry dzień.
Post scriptum
Dostałem jeszcze jeden prezent-znak od Pana.
Gość z drużyny footballu Amerykańskiego postanowił pojechać na jakiś zjazd młodych z Kapucynami.
Nie byłem tam, nie znam zakonu Kapucynów, ale wgląda to na dobrą imprezę, a gość gdy go ostatnio widziałem był całkowicie niewierzący, a teraz zaczyna szukać.
To jest dosyć proste zdanie od Szefa: „Masz jeszcze sporo ludzi i sporo roboty.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz