środa, 5 listopada 2008

Mgła, wino i teatr

Cóż dziś zacząłem ( a właściwie wznowiłem po 4letniej przerwie) moją małą przygodę z Teatrem. Na razie gram śmieć i to dosłownie ale przynajmniej kwestie mam ciekawą... nie pytajcie co musi mówić śmieć, żeby mieć zjechane gardło po pierwszej próbie. ;]

Wracając do domu za uwarzyłem mgłę... w sumie była bardziej widoczna od samochodów z naprzeciwka. Byłem tak Nią zafascynowany, że właściwie niewiele mnie obchodziły te samochody ^^. Gdyby nie to, że jadę tą trasą codziennie do szkoły i z powrotem to nie wiedziałbym gdzie jestem. Nie wspominając już o efekcie świateł z latarni czy samotnie zapalonych świateł za oknami wieżowców. Mgła która ostatnio nawiedza Wrocław jest piękna ;]

Kiedy wróciłem do Domu chciałem (dobroczynnie dla gardła) zrobić sobie taki pewien specyfik co jednym z elementów Jego jest sok, z babcinych owoców. Przeszukałem dwie półki w poszukiwaniu "maliny", ale jak na złość były tylko "jeżynowe" lub "niezidentyfikowane". W końcu odnalazłem "wieloowocowy" i stwierdziłem, iż się nadaje. Kiedy go otworzyłem dał mi po nosie takim zapachem wina... Ciekawe ile litrów jeszcze tego matka trzyma na balkonie ;P

To już dziś dróga notka... Rozkręcam się ? :P