Pisałem już, że Bóg ma niezłe poczucie humoru?
Wczoraj się postanowił zemną pośmiać.
Może przytoczę tą anegdotkę.
Na lekcji Angielskiego nauczyciel wysłał mnie po dziennik.
Doświadczony przez dwa lata wiedziałem, że najprawdopodobniej ma go nasza „wychowawczyni”.
Akurat Angielski mieliśmy w sali obok 3 innych pracowni informatycznych, (pani „wychowawczyni” jest „informatykiem”) więc postanowiłem sprawdzić czy, w którejś z nich nie ma Jej z dziennikiem.
Pukałem do dwóch sal gdzie najczęściej przebywa. Nie było w żadnej, nikogo.
Poszedłem do pokoju nauczycielskiego mijając na korytarzu dziewczyny gadające o czymś tam, które chyba nie miały akurat lekcji czy coś (nie wiem dokładnie bo nie pytałem).
W pokoju nauczycielskim także nikogo nie było (przynajmniej nikt nie otworzył mi drzwi gdy pukałem).
Poprosiłem jakąś przechodzącą panią o otwarcie ale powiedziała, że nie ma do tego uprawnień po czym podniosła jakiś papierek, którym ktoś na przerwie (jak widać) nie trafił do kosza i poszła.
Pomyślałem, że może jednak dziennik jest w drugiej grupie z Angielskiego (choć pani Profesor Hen, rzadko bierze dziennik).
Kiedy wszedłem do sali, pani profesor zaczęła rozmowę po angielsku i zapytała w tracie niej czy przyniosłem dziennik, (mogła się tego spodziewać, ponieważ w zeszłym roku nasza pani Anglistka wysyłała mnie z dziennikiem do pani Hen).
Odpowiedziałem, że: „nie i że właśnie miałem o to samo zapytać”, słowami: „No. And you?”
Pani Hen też nie miała dziennika.
Kiedy wróciłem znów przechodziłem obok tych dziewczyn i zaszedłem jeszcze do ostatniej sali informatycznej gdzie mogłaby być pani „wychowawczyni”.
Zapytały mnie te dziewczyny: „Kogo szukasz?”, więc zapytałem: „Widziałyście panią Brosiło?”.
Pokręciły głową i miały mówić już: „Nie”, ale za mną otwarły się drzwi od sali języka Angielskiego i Nauczyciel z wyrazem oburzenia przykrywającym nieudolnie wielkie zadziwienie, kazał mi natychmiast iść do sali.
Dowiedziałem się później od klasy, że gdy mnie nie było, nauczyciel zaczął się denerwować i pytać gdzie jestem. Klasa zaczęła żartować, że pewnie poszedłem zapalić (powiedzieli tak ponieważ wszyscy wiedzą, że nie palę i było to już maksymalną abstrakcją, na którą umieli się wspiąć.)
Wczoraj się postanowił zemną pośmiać.
Może przytoczę tą anegdotkę.
Na lekcji Angielskiego nauczyciel wysłał mnie po dziennik.
Doświadczony przez dwa lata wiedziałem, że najprawdopodobniej ma go nasza „wychowawczyni”.
Akurat Angielski mieliśmy w sali obok 3 innych pracowni informatycznych, (pani „wychowawczyni” jest „informatykiem”) więc postanowiłem sprawdzić czy, w którejś z nich nie ma Jej z dziennikiem.
Pukałem do dwóch sal gdzie najczęściej przebywa. Nie było w żadnej, nikogo.
Poszedłem do pokoju nauczycielskiego mijając na korytarzu dziewczyny gadające o czymś tam, które chyba nie miały akurat lekcji czy coś (nie wiem dokładnie bo nie pytałem).
W pokoju nauczycielskim także nikogo nie było (przynajmniej nikt nie otworzył mi drzwi gdy pukałem).
Poprosiłem jakąś przechodzącą panią o otwarcie ale powiedziała, że nie ma do tego uprawnień po czym podniosła jakiś papierek, którym ktoś na przerwie (jak widać) nie trafił do kosza i poszła.
Pomyślałem, że może jednak dziennik jest w drugiej grupie z Angielskiego (choć pani Profesor Hen, rzadko bierze dziennik).
Kiedy wszedłem do sali, pani profesor zaczęła rozmowę po angielsku i zapytała w tracie niej czy przyniosłem dziennik, (mogła się tego spodziewać, ponieważ w zeszłym roku nasza pani Anglistka wysyłała mnie z dziennikiem do pani Hen).
Odpowiedziałem, że: „nie i że właśnie miałem o to samo zapytać”, słowami: „No. And you?”
Pani Hen też nie miała dziennika.
Kiedy wróciłem znów przechodziłem obok tych dziewczyn i zaszedłem jeszcze do ostatniej sali informatycznej gdzie mogłaby być pani „wychowawczyni”.
Zapytały mnie te dziewczyny: „Kogo szukasz?”, więc zapytałem: „Widziałyście panią Brosiło?”.
Pokręciły głową i miały mówić już: „Nie”, ale za mną otwarły się drzwi od sali języka Angielskiego i Nauczyciel z wyrazem oburzenia przykrywającym nieudolnie wielkie zadziwienie, kazał mi natychmiast iść do sali.
Dowiedziałem się później od klasy, że gdy mnie nie było, nauczyciel zaczął się denerwować i pytać gdzie jestem. Klasa zaczęła żartować, że pewnie poszedłem zapalić (powiedzieli tak ponieważ wszyscy wiedzą, że nie palę i było to już maksymalną abstrakcją, na którą umieli się wspiąć.)
Później dodali, (być może żeby bardziej zdenerwować nauczyciela) że poszedłem kupić tosty, a teraz pewnie gadam z jakimiś dziewczynami tuż przed klasą.
Nauczyciel nie mogąc nie-reagować na te humorystyczne aluzje, otwarł drzwi. Co zobaczył?
zobaczył mnie stojącego do Niego tyłem i dziewczyny, które coś mi odpowiadały.
Po lekcji przeprosiłem Anglistę, za to że zabrałem mu czas na lekcji próbując się tłumaczyć i dodałem, że nie mogę go przeprosić, za to kłamstwo, bo go nie okłamałem.
Chyba dalej mi nie wierzy.