czwartek, 1 stycznia 2009

2009 i przemyślenia

Mówiłem już kiedyś, że nie czaje zwyczaju składania życzeń Noworocznych? Właściwie to nie do końca rozumiem jako takie „Święto”. Ludzie się emocjonują, że zmienia się cyferka w kalendarzu, wyrzucają w powietrze parę ton prochu, piją, rozświetlają miasta, straszą zwierzęta, paraliżują sieci telefoniczne, (niektórzy) tańczą, (a jeszcze inni) „balują” na swoje własne sposoby. No ok. typowe zachowanie dla tego gatunku istot. Ale czemu świętujemy skoki cyferek? Ok. Święto jako takie wprowadził Papież Sylwester II. Że biba na całym świecie, to można wyjaśnić, bo „każdy powód jest dobry do zabawy” (twierdzenie wielu społeczeństw). Ale skąd wzięły się ŻYCZENIA Nowo-roczne?

Nie zrozumcie mnie źle. Nie mówię, że nie podoba mi się zwyczaj błogosławienia ludziom (tłumacząc dosłownie: „Życzenia ludziom dobrze”), nie chodzi mi o to (szczególnie jeśli ma to większy sens i płynie z własnych myśli i emocji), bardziej poruszam tu sens tego zjawiska. Ok. na Boże narodzenie, życzę ludziom czegoś bo wierze, że On może to sprawić. A tu?

Dużo ludzi powie: „Ale wyrażamy tymi życzeniami pamięć o bliskich”. No to gratuluje tym co dwa lub trzy razy w roku przypominają sobie, że mają: Matkę/Ojca/Siostrę/Brata/Żonę/Męża/Babcie/Dziadka (nieaktualne/nie pasujące skreślić).

Dobra, teraz kiedy już wyjaśniłem dlaczego w ponad 70% przypadków nie rozumiem zwyczaju życzeń, w które ludzie nie wkładają, takiego impulsu emocji i wiary, teraz mogę opowiadać dalej.


Ostatnimi czasy dostałem wiele życzeń. Wspomnę o tych, które z jakiegoś powodu pozostały mi w pamięci.

Pierwsza grupa życzeń to te, które miały sens. Napisało mi je kilka osób o których wiem, że zawsze myślą (czytaj nigdy nie są „tłumem”). Takie życzenia dostałem na przykład od kumpeli z klasy, pewnego leciwego Jezuity i Pewnego Animatora.
Takie też życzenia dostałem od pewnego Przyjaciela
(jak już pisałem caoraz ciężej mi używać tego słowa), po którym nie miałem szans spodziewać się, takiego rodzaju „Wyjścia ze schematów”.

Drugą grupą są właśnie życzenia od ludzi, po których nie spodziewałem się tego, że w ich umysłach jeszcze istnieje. Jedne miały większy sens, inne mniejszy. Jedne były bardziej oryginalne, inne mniej. Ale wagę ich bardziej podkreślali adresaci, niż treść. Przykład?
Wszedłem jakiś czas temu na portal internetowy (który swoją drogą gromadzi rzeszę ludzi) i znalazłem tam właśnie życzenia od ludzi z bardzo różnych dziedzin i okresów mojego życia (Ludzie z Kłodzka, z Liceum, z Podstawówki, z ekipy „teatralnej”, z Gimnazjum, z klasy w Liceum). Niby nic specjalnego, ale ciekawy jest fakt, że w dużej mierze byli to ludzie, po których się nie spodziewałem większych oznak pamięci.

Trzecia rzecz.
To właściwie nie tyle życzenia co świadectwo… dostałem je trochę temu, ale w ostatnim okresie jest jedną z tych najmilszych informacji:
” witam:) od paru tygodni jestem stałym czytelnikiem Twojego bloga. chciała bym Ci podziękować za to Twoje pisanie. naprawde miłe to i budujące niezmiernie widzieć, że są jeszcze ludzie, którzy tak odwaznie, szczerze i otwarcie potrafią wyrazac swoje myśli i poglądy :) świadomy zła tego świata, jednoczesnie chłoniesz całe jego piekno :) piszesz, że chcessz pomagać innym, otóz mi właśni pomogłeś w paru kwestiach, za co szczerze Ci dziekuje :) oby tak dalej!”

Mam nadzieje, się Autorka nie obrazi za cytat ale przyznam, pozytywnie mnie natchnął taki komentarz ;]


Jeszcze jedna rzecz, którą poruszę. Otóż jakiś czas temu wyprawiłem się do Przyjaciela i przed wejściem do domu Jego widziałem, jak wraz z częścią naszej ekipy, bombardowali ogródek pod blokiem, za pomocą „małych petard” (właściwie to więcej w tym hałasu niż efektu wizualnego, ale są gusta i guściki). Miałem coś do załatwienia więc wszedłem, jednak wychodząc powiedziałem im „dobrej zabawy dzieci”.
Dziś spotkałem dzieciaki po drodze do Kościoła. (Swoją drogą już nie wołają na mnie: „Szatan!", "Śmierć!", "Kostucha!", "Mnich!” :P A niektóre nawet mówią mi „cześć”). Dzieci te też bawiły się „małymi petardami”. Z początku chciałem je opieprzyć, że zachowują się jak dzieci… ale doszło do mnie w porę, że w sumie mają prawo chyba :P
Kiedy wracałem do domu znów spotkałem te dzieciaki, podeszły do mnie i pytały czy mam zapałki bo już trzy pudełka wykorzystali i nie mają czym odpalać. Nie miałem, ale przypomniałem sobie o tej beztrosce, którą dzieci posiadają. Miłe wspomnienie.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ja też nie cierpię życzeń,ale z uwagi na to,że niektórych ludzi naprawde bardzo lubię ,a każda okazja jest dobra żeby im czegoś dobrego życzyć i dać wyraz swojej sympatii, to złożyłam życzenia noworoczne chyba ...3 osobom? xD Nie no, coś koło tego xD

Anyway- podoba mi sie ironia i agresywny ton notki.Masz rację :)

Anonimowy pisze...

Błogosławieństwo Tak.
Życzenia Nie.
:)