czwartek, 28 maja 2009

Ogrom codziennych spraw... cz.1

Trochę się stało i część tego wszystkiego opiszę.
(podzieliłem wszystko tematycznie na kilka kawałków, bo robią się notki długie srogo)

1)Konflikt z Wychowawcą
Jakiś czas temu mieliśmy w szkole dość ciekawą sytuację.
Pewnego dnia do szkoły nie przyszło dużo nauczycieli (zresztą uczniów też).
Dyplomatyczne zdolności przewodniczącego Naszej klasy (nie chwaląc się, jeszcze wtedy mnie), doprowadziły do tego, że przełożyliśmy kilka lekcji na wcześniejsze godziny, by wcześniej iść do domu. Nie udało mnie się, przełożyć jednego tylko przedmiotu (Technologii Informacyjnej). Perspektywa czekania 100 minut czy (jak w przypadku drugiej grupy) 155, nie ucieszyła ludzi. Delegacja w składzie (Przewodniczący, Zastępczyni i jedna kumata dziewczyna) udaliśmy się do Nauczyciela tego przedmiotu (na którym w sumie Nie robiliśmy przez 1,5 roku nic przydatnego), którym jest jednocześnie nasza „Wychowawczyni”.
Próbowaliśmy załatwić sprawę, jak człowiek z człowiekiem.
Zaproponowaliśmy 4 różne opcje załatwienia problemu.
Pierwsza możliwość zakładała, że Nauczycielka weźmie na lekcje naszą klasę (prowadziła lekcje dla trzech osób w pracowni przystosowanej dla 10 osób, prosiliśmy by wzięła 5 uczniów na lekcje).
Druga ewentualność przyjmowała, jakobyśmy odrobili tę lekcję w inny dzień.
Trzecia perspektywa dawała wizje zrobienia zadania (jak już mówiłem nic specjalnego na TI nie robimy) w domu.
Czwarte wyjście, to po prostu opuszczenie tej lekcji.
Nie tylko, że Nauczycielka była nie miła. Ale przed wypowiedzeniem, skreślała wszelkie opcje. Ostatecznie wyrzuciła Nas z Sali ze słowami: „Liczę, że to przemyślicie.”
Więc przemyśleliśmy. Zapytałem nielicznie pozostałej części klasy: „Co robimy?” i jeden z kolegów, powiedział krótko i jasno: „No to chyba… Spierdalamy?”. Jego propozycja zyskała 100% poparcia (łącznie z moim) i ruszyliśmy.

Tydzień później…
Dyrekcja wystawiając zastępstwa, obok informacji, że lekcja WFu się nie odbędzie napisała: „Uczniowie zwolnieni do domu”.
Są zdania, których nie trzeba powtarzać dwa razy.
Tym razem rozmowa z wychowawcą nie odbyła się, bo znów nie chciała Nas słuchać… próbowaliśmy rozmawiać jak człowiek z człowiekiem, ale się nie dało… więc teraz rozpatrzmy sytuacje prawnie. Zarówno „Plan lekcji” jak i „Zastępstwa”, są dokumentem (”informacją prawomocną”) stworzonym przez ten sam organ „Dyrekcja Liceum”. Jeżeli ta sama instytucja wydaje dwa dokumenty sporne, to naszym obowiązkiem jest zastosować się do tego, który jest wydany później.
Więc ruszyliśmy do domu.

Dobra to tyle słowem wstępu.

Na następnej godzinie wychowawczej „wychowawczyni” powiedziała mi w twarz, że nie mogę dalej piastować funkcji przewodniczącego, ze względu na Jej brak zaufania do mnie. Powiedziała, że za tydzień odbędą się nowe wybory do samorządu klasowego. Ogłosiłem to klasie. Część ludzi z klasy mówiła między sobą, że dla kontrastu wybiorą kolegę, który nie tylko nie grzeszy inteligencją, ale także dla czystej zabawy bezmyślnie lubi wprowadzać w życie destruktywne działania.
Przyznam, że zdenerwowany na Nauczycielkę przyłączyłem się do tej szemraniny.
Kiedy przyszliśmy na godzinę „wychowawczą” tydzień później, na tablicy napisane były już dwa nazwiska dziewczyn z klasy. „Wychowawczyni” oznajmiła rozwiązanie dotychczasowego samorządu klasowego, oraz zgłosiła swoje dwie kandydatki. Zgłosiliśmy więc jako klasa dwójkę kandydatów, których to uprzednio zaplanowaliśmy.
„Osoba, która ma naganne zachowanie, lub miała w pierwszym semestrze ubiegłego roku, nie może kandydować.”- Usłyszeliśmy.
Szczerze zdziwiło mnie to bo nigdy nie spotkałem się z takim zapisem, ani w statucie, ani w żadnym innym dokumencie.
Później dowiedzieliśmy się, że wybory nie będą tajne, lecz jawne(mieliśmy się podpisać) (co było pierwszym pogwałceniem jakichkolwiek praw wyborczych), oraz że na karcie mamy wypisać cechy dla, których wybieramy osobę, na którą głosujemy.
Ostatecznie kandydaci, którzy w ogóle zostali dopuszczeni to: dwie dziewczyny wybrane przez nauczycielkę, kolega z klasy i ja.
Przez cały czas trwania wyborów Nauczycielka czytała osiągnięcia swoich kandydatek, oraz przypominała, że głosy „nie-konstruktywne” nie będą brane pod uwagę (co jest już jawnym obrazem, ponieważ to Ona decydowała, które głosy są „konstruktywne”, a które nie.

Na następnej lekcji, „wychowawczyni” powiedziała, że żeby zostać wybranym, trzeba bezwzględnie mieć wzorowe zachowanie (Czego chyba nie mam po tym jak dopisała mi -40 pkt. za to że wziąłem odpowiedzialność za ucieczki klasy)
[nieobecność na lekcji= trzem spóźnieniom = -1pkt] [kradzież, czy pobicie= około -50].
Tego zapisu tym bardziej nie przypominam sobie. Dlatego wstałem i zapytałem czy klasa też tak uważa. (ponieważ wypowiedź tej Kobiety brzmiała tak: „Uważam, że wszyscy sądzicie, że aby(…) trzeba(…)”. Nie mogę tolerować tego, że ktoś nakazuje i co mam sądzić. (Oczywiście gdy poprosiłem by wstali wszyscy, którzy popierają tezę Nauczycielki, nie wstał nikt).
Potem przeczytała jeden głos na swoje kandydatki i stwierdziła, że nie będzie czytać więcej bo nie potrzeba.
Koleżanka zapytała, czy może powiedzieć ile było głosów na kogo i dostała odpowiedź, że; „nie”.
Wstałem i porosiłem o odczytanie głosu koleżanki, która siedziała obok mnie przy głosowaniu i robiła zdjęcie swojego głosu na wypadek, gdyby „zaginął”. (Niestety w dniu ogłoszenia wyników głosowania, koleżanki tej nie było w szkole).
Nauczycielka przejrzała głosy, przeczytała wybiórczo jeden (istotnie pusty, pod względem argumentów) głos na mnie, po czym stwierdziła, że nie ma głosu tej koleżanki.
Inna koleżanka, co obok biurka akurat siedziała, zaproponowała, że pomoże bo zna pismo tamtej i na pewno odnajdzie „zaginiony głos”. Nauczycielka nie zgodziła się, pośpiesznie wyciągnęła dziennik i czym prędzej ostentacyjnie i pomimo jawnego sprzeciwu społeczności klasowej, skreśliła stary samorząd by wpisać nowy.

Szczerze niewiele obchodzi mnie ta funkcja. Jestem i tak zastępcą przewodniczącego szkoły, a większość nauczycieli ma do mnie już takie zaufanie, że nie obchodzi ich co jest wpisane do dziennika. Troszkę wiąże mi to ręce przy rozmowie z dyrekcją, ale klasa dalej mnie wysyła na wszelkie pertraktacje.
Jedno jednak na co się nie zgodzę, to pozostawienie tej sprawy taką jaka jest.
Nie pozwolę, by te 34 osoby wyszli z tej szkoły z przeświadczeniem, że głos ludu się nie liczy, bo władza zawsze zrobi swoje.

Nikogo nie zdziwi fakt, że tego samego dnia zgłosiłem sprawę rzecznikowi praw ucznia, następnego poinformowałem Opiekunkę samorządu Uczniowskiego.

Po mediacjach między klasą, a „wychowawcą” rzeczniczka powiedziała, że zrobiła wszystko co mogła i teraz już tylko może sprawę zgłosić dyrekcji.
Coś mi mówi, że ostatecznie osiągniemy to o co walczyliśmy w klasie pierwszej. Zmienimy wychowawcę.
W ubiegłym roku zrobiono Nam, serie spotkań z psychologiem i powiedziano, że sytuacja już się uspokoiła. Nauczeni tym doświadczeniem nie zgodzimy się w tym roku, by w trzeciej klasie „wychowawca” znów zrobił Nam niespodziewany wybuch złego humoru.

4 komentarze:

Monika Grzegorzewska pisze...

walka, walka, walka... Niewątpliwie macie dużo racji, ale na mój gust za dużo w tym było chęci "dokopania" z powodu urażonej dumy.
ja w szkole poddałam się już na tym - gimnazjalnym - etapie. W drugiej klasie skończyłam walkę z nauczycielami, bo zbyt mocno odbijała się ona na mojej opinii, ocenach i samopoczuciu.
i co? przewrotnie jakoś wyszło na moje... nauczyciele, których lubiłam od początku szerzą moją dobrą opinię, a tym, którzy coś do mnie mają, głupio się nawet odezwać.
wniosek można wysnuć, że czasem lepiej załatwić coś pokojowo :)

a moja wychowawczyni... bez wahania wpisałabym ją w cudzysłów. Jest cieniem. przez 3 lata obcowanie z nią nie dało mi NIC - od wycieczek przez wsparcie po wychowanie. NIC.

ale cóż poradzić.... oby w liceum było jakoś lepiej.

Funatyk pisze...

Duma...
Zastanawiałem sięczy nie ma we mnie dumy...
Nawet z tego powodu chciałem zrezygnowąć. Ostatecznie jednak nie pozwala mi zrezygnować poczucie, że ludzie z mojej klasy skończą szkołę z tym doświadczeniem, że niesprawiedliwośćjest opłacalna.

A jeśli chodzi o funkcje, to jest w klasie jeszcze 3-4 osoby, które dobrze spełniłyby funkcje przewodniczącego, ale Te osoby uważają, że Ja robie to lepiej.

Anonimowy pisze...

czesto czytam wasze artykuly.Fajne Winna jestem przeprosiny autorowi t\ych artykulow.Dreczy mnie to juz ponad rok.Obrazilanm bardzo Ojca Grzegorza .Jeszcze przed Jego swieceniami.Serdecznie przepraszam. Nie mam juz TERAZ KONTAKTU./TAKI ZE MNIE INTERNAUTA ZE NIE POTRAFIE ZLIKWIDOWAC TYCH DUZYCH LITER..

Funatyk pisze...

Cóż... Na tyle na ile znam Ojca Grzegorza, to nie jest skory trzymać urazy do ludzi. Ale nie u mnie szukać przebaczenia.

Dziś pomodlę się o pokój dla Twego serca. ;]