poniedziałek, 14 września 2009

18-stka c.d.

Ktoś z Was, drodzy Bracia i Siostry, w komentarzach pod poprzednią notką napisał, że jestem dojrzałym obywatelem (człowiekiem).

Nie wiem jak drastycznie zmienią się te poglądy po dzisiejszej notce, ale jak pisał Św. Paweł:

Najchętniej więc będę chełpił się z moich słabości”.

W piątek wieczorem wyszedłem na Mszę MAGIS-ową.

Po Mszy była jeszcze próba bo następnego ranka mieliśmy, przedstawić sztukę teatralną, w Gliwicach.

Po próbie, zostałem jeszcze chwile posiedzieć tuż pod tabernakulum, pogadać z Panem.

(Tego samego dnia rano zaskoczył mnie i powiedział mi zaraz po znaku Krzyża, „Wszystkiego Najlepszego”, choć z początku szukałem w pokoju kto to mógł być, to zakłopotanie moje nie trwało długo.)

Wieczorem, to ja mówiłem więcej.

Kiedy wyszedłem z kaplicy i kierowałem się oddać laptopa Ojcu, spotkałem Trzech Przyjaciół, którzy pomogli mi, chwilę później, zapakować do samochodu Ojca Grześka, rekwizyty teatralne.

Ci sami Przyjaciele wyciągnęli mnie (tego samego wieczoru), na „spotkanie w parku”.

Nigdy do tej pory nie piłem alkoholu, a pierwsze piwo obiecał mi postawić kolega z klasy, więc po krótkiej zmianie planów, jeden z towarzyszy kupił pół-litra i poszliśmy.

Jeden z Nas zmył się prawie od razu. Drugi zaś określił mi rano, że miałem „udział większościowy”.

Nie zrobiłem nic aż tak bardzo głupiego. Chyba.

Trochę śpiewałem, trochę rymowałem.

Ogólnie utrzymywałem równowagę, (na przykład gdy poszedłem prosto po drodze, to udało mi się iść prosto, tylko droga skręciła ale to już inna sprawa. I jeszcze ta ławka, która niespodziewanie „wskoczyła” na drogę mą.)

Albo salto w powietrzu, które można też nazwać fikołkiem, ale brzmiało tego wieczoru jak salto.

Najdziwniejsze było to, że wszystko co robiłem widziałem, ale nie miałem za grosz kontroli nad tym. ;]

Mój organizm nie lubi jednak wódki.

Nie tylko, że nie smakowała, na tyle dobrze by trzymać ją w ustach i delektować się (co mam w zwyczaju z napojami robić), ale do tego jeszcze mój żołądek postanowił przekazać część tej „ambrozji” na rzecz miejskiego parku.

Towarzysze tej „kulturalnej rozmowy” eskortowali mnie jednak aż do domu, gdzie poszedłem spać. Wstałem na chwilę w nocy by skorzystać z toalety, (nie chciało mi się wracać do parku, a mój żołądek nie zrozumiał, że już starczy, tego altruistycznego dzielenia się „sobą”).

I zasnąłem.

Brat gdy mnie odnalazł, zachował się jak miłosierny samarytanin.

Rozłożył łóżko, wrzucił mnie tam, posprzątał po mnie, zostawił miskę obok łóżka, dwa razy powtórzył, że jest obok łóżka miska. Za drugim razem załapałem, ale już nie była potrzebna.

Rano gdy wstałem (po jakiś 3 godzinach) przeprosiłem mamę, ale nie wiedziała za co.

Dopiero gdy wychodziłem zapytała, czy czasem nie piłem nic wczoraj. Więc odpowiedziałem szczerze i wyszedłem ;].

To było bardzo nieodpowiedzialne.

Cieszę się jednak z tego doświadczenia, bo wiem teraz czego nie powinienem robić i czym to grozi.

Ktoś pewnie zapyta:

Czym się tu chwalić?

Szczeniacki wybryk rozgłaszasz?

Czemuś nie przemilczał tej sprawy?

Jedna jest odpowiedź.

Jeśli dam Wam poznać tylko dobre me strony to okłamię Was, mówiąc, że o sobie opowiedziałem.

Jeśli zaś dobre i złe strony me znacie, to możecie powiedzieć, że jest to tak jakbyście i mnie znali.

2 komentarze:

inaczej pisze...

NA tym polega też Twoja wolność, że próbujesz i jeśli ci to nie odpowiada - odrzucasz.

Unknown pisze...

Na tym polega Twoja dojrzałość, że z wszystkiego umiesz wyciągnąć wnioski ;). W końcu właśnie dzięki temu ilekroć niedomagamy, tylekroć jesteśmy mocni :).