"Motyli Bracia"
Z kokonów wyszli piękni jak paw,
Motyli bracia w kolorze trzej,
Jeden zaś w czarnej był szacie swej.
Wśród ptaków pieśni, wśród polnych nut,
Wśród pszczelich mruknięć, wśród trzciny kłód,
Pojeni nektarem, rosy łzą,
promieniem słońca, poranną mgłą,
W beztroskę wchodzili – piękny czas,
Radości ich przyglądał się las.
Zawołał raz jeden: „Ach bracie,
Czy larwi żywot pamiętacie?
Gdyśmy z ślimakiem bój toczyli,
Gdy paskudną ohydą byli.
Ach tak mi wstyd, tak bardzo mi żal.
Ze smutku proszę, Słońce! Mnie spal.”
Zawołał kum: „ Miniony to czas!
Gdy przyjdzie zima, będzie po Nas.
Gdy kwiaty umrą, słońce zajdzie,
Wśród gleb ktoś martwe ciała znajdzie.”
Zakrzyknął trzeci: „Bracia moi!
Martwić się niczym nie przystoi.
Zażyjmy życia, zażyjmy dnia,
Jutro jest jutro, dziś chwila trwa,
Nie trapić się i w beztrosce żyć,
Takim się stałem, takim chcę być.”
Gdy cały dzień rozmowy trwały,
Uciekł od braci motyl mały.
Cichy, czwarty, niedostrzeżony,
Skrył się Nocy, w kwiatów korony.
Świt zaś ujrzał jako jedyny,
Bo nocą groźne pajęczyny.
Którym z motyli okaże się,
Chłopiec co sercem swym wielbi Cię?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz